Elisabeth Roudinesco, francuska psychoanalityczka i historyczka, ma świadomość, że perwersje seksualne były tematem tysięcy prac i słowników (seksuologii, erotyzmu czy pornografii), ale w dalszym ciągu nie powstała historia osób perwersyjnych. Jak nietrudno odgadnąć, francuska badaczka swoją treściwą i zgrabnie napisaną książką, pełną interesujących faktów, frapujących uwag i dobrze dobranych cytatów z dzieł innych autorów, próbuje uzupełnić tę lukę w dziedzinie uczonych publikacji na temat perwersji. Proszę się jednak nie zrażać – Nasza mroczna strona to, owszem, rozprawa teoretyczna, ale także napisany żywym, klarownym językiem popularnonaukowy esej, który jeszcze bardziej niż informować i uczyć, ma za zadanie nie nudzić.
Zresztą, nie ma wątpliwości, że już sam pomysł opisania dziejów perwersji, a więc bliższego przyjrzenia się naszej mrocznej, potwornej i amoralnej stronie, jest doskonały (z gatunku tzw. „samograjów”), więc trudno się dziwić, że książka Roudinesco okazuje się lekturą wciągającą od pierwszych zdań, z rozdziału na rozdział coraz bardziej fascynującą, nawet jeśli (a może: właśnie dlatego, że) w trakcie czytania nie raz i nie dwa będziemy zawstydzeni, zniesmaczeni i zaszokowani faktami, które – tak, tak! – z perwersyjną przyjemnością właśnie pochłaniamy. Może i chcielibyśmy przestać (tak by „wypadało”, prawda?), ale nic z tego, fascynacja perwersją raz jeszcze wychodzi zwycięsko z tego pojedynku z naszą kruchą moralnością i słabo maskowaną przyzwoitością.
Roudinesco przywołuje Michela Foucaulta (zdziwiłbym się raczej, gdyby nie znalazło się dla niego miejsce w książce francuskiej psychoanalityczki), który pisał w * Historii seksualności, że w przeciwieństwie do wzorcowych biografii czcigodnych i powszechnie szanowanych obywateli żywoty osób perwersyjnych niełatwo uchwycić. Są one bowiem „niechlubne, mizerne, anonimowe i żałosne”. O „żywotach anormalnych” się nie opowiada, a „jedyne echo, jakie po nich pozostaje, to, ogólnie biorąc, wyrazy potępienia”. Jeśli perwersyjni osobnicy jednak zyskują rozgłos, to najczęściej z powodu „wyjątkowej zbrodniczości uznanej za bestialską, potworną, nieludzką, postrzeganej jako niemieszczącą się w granicach człowieczeństwa”. Słynni perwersyjni zbrodniarze, którzy w dalszym ciągu stają się bohaterami nie tylko naukowych monografii, ale także powieści, filmów, komiksów i
tekstów piosenek to na przykład Gilles de Rais (znany bardziej jako Sinobrody), George Chapman (Kuba Rozpruwacz)
, Elżbieta Batory (Krwawa Hrabina) czy Peter Kürten (Wampir z Düsseldorfu). *Roudinesco, która analizuje przypadki i życiorysy tych „przeklętych istot”, zauważa, że budziły i budzą one „nieustanną fascynację swoim osobliwym statusem na wpół ludzi, na wpół bestii”.
Jak, zachęcając mimochodem do dalszej lektury, obiecuje autorka jeszcze we wstępnych uwagach swojej pracy: „Dlatego wkroczymy tu w świat perwersji, w życie równoległe osób perwersyjnych, za pośrednictwem dwóch uniwersalnych tematów: przemiany i zwierzęcości. Nie nawiążemy jednak do utworów epickich opisujących transformację ludzi w zwierzęta, źródła lub rośliny, lecz zanurzymy się w koszmarze nieskończonego przywoływania na nowo i ukazywania w całym okrucieństwie tego, co człowiek stara się zamaskować”. Prawda, że trudno po takiej zapowiedzi zrezygnować z dalszej lektury?
Dzięki zwięzłej syntezie francuskiej historyczki możemy prześledzić, jak i dlaczego na przestrzeni kolejnych wieków zmieniało się rozumienie „zjawisk określanych ogólnym terminem perwersji”, kim są osoby perwersyjne, a także gdzie właściwie zaczyna się (i kończy) perwersja. W pięciu kolejnych rozdziałach Roudinesco opisuje średniowiecze i Gillesa de Rais (Sinobrody), a także świętych mistyków i biczowników (rozdział pierwszy, w którym szczególnie porażają skrótowo opisane praktyki upodlenia, autodestrukcji, samobiczowania i ascetyzmu będące „różnymi sposobami identyfikowania się z męką Chrystusa”). Wiek XVIII autorka przedstawia na tle niezwykłego życia i twórczości markiza de Sade (rozdział drugi). Dowiemy się z niego na przykład, że Sade, słynny „książę zboczeńców” cierpiący na „obłęd deprawowania” bliźnich, jest także tym, który „uczynił zło czymś godnym pożądania,uczynił pożądanym czerpanie przyjemności ze zła, uczynił przedmiotem pożądania perwersję jako taką. Nigdy nie malował zepsucia, żeby
przedstawić je jako wstrętne”.
Wiek XIX to „czas psychiatrii z jej opisem perwersji seksualnych oraz obsesją dziecka-masturbanta, homoseksualisty i kobiety histeryczki”. W rozdziale trzecim przeczytamy chociażby o tym dlaczego i w jaki sposób próbowano w tamtych latach ustrzec dzieci przed rzekomo zgubnym nałogiem onanizmu. Ówcześni medycy stworzyli nawet specjalnie nową kategorię patologiczną – szaleństwo dziecięce. „Założywszy, że dziecko może się urodzić, jeśli nie szalone, to przynajmniej perwersyjne, uznali, że to szczególne szaleństwo objawia się przez masturbację – specyficzną praktykę seksualną, której uprzednio nie przypisywano złych skutków. Wierząc w postęp sztuki chirurgicznej, zalecali prewencję przeciw tej patologii, którą wymyślili: wycięcie lub przyżeganie łechtaczki u dziewczynek, obrzezanie u chłopców”.
Z kolei w wieku XX konfrontujemy się z nazizmem, ze szczególnym uwzględnieniem Rudolfa Hössa i jego wyznań dotyczących Auschwitz, które Roudinesco określa jako „najohydniejszą z odmian perwersji” (rozdział czwarty). Autorkę w wyznaniach nazistowskich ludobójców najbardziej uderza „przerażająca normalność, jaką prezentują”. Powołując się między innymi na książki i artykuły Primo Leviego oraz inne opowieści więźniów, historyczka podkreśla, że „nazizm jako przedsiębiorstwo skrajnej dehumanizacji człowieka przez człowieka mogła wymyślić jedynie rasa ludzka, co gorsza, nie barbarzyńcy żyjący w dzikości lub według zasad Darwinowskiej hordy, przejrzanych i poprawionych przez etologię Lorenza, ale jeden z najbardziej cywilizowanych narodów Europy. Jakkolwiek by było agresywne i jakakolwiek byłaby organizacja jego instynktów, zwierzę nie doznaje nigdy najmniejszej przyjemności ze zła”. Człowiek – jak najbardziej.
Piąty, zamykający książkę, rozdział poświęcony jest naszym czasom, kiedy to „perwersja została ostatecznie uznana za problem tożsamości, przestępstwo i dewiację”, ale w dalszym ciągu rozprzestrzenia się w różnorodnych formach, m.in.: zoofilii, pedofilii, transseksualizmu i… terroryzmu. Ostatnia z XXI-wiecznych perwersji może dziwić, szczególnie zestawiona z innymi perwersjami seksualnymi, ale historyczka uważa, że od 11 września 2001 roku to właśnie terrorysta stał się, obok pedofila, dominującą personifikacją osoby perwersyjnej. Jak czytamy: „Muzułmański terrorysta, ohydna postać perwersji, jest zarówno wytworem zachodniego rozumu nękanego odejściami od jego zasad, jak i wyrazem woli ucieczki od przeszłości. Albowiem wojownik Osamy bin Ladena, niszcząc symbole wstrętnego mu systemu, wypiera się zarówno zachodniego, jak i islamskiego oświecenia. Zrywa więź, która go odsyła do jego historii, czyli do centrum monoteizmu, do religii prawa”.
Rozdział poświęcony współczesnym terrorystom, tym „brodatym zabójcom”, którzy za cel biorą „ową słynną, nazywaną przez nich zwyrodniałą, swobodę seksualną”, należy do najbardziej zaangażowanych w całej książce. Autorka nie ukrywa swojego własnego zdania, pisze ostro i bez owijania w bawełnę („terroryzm, zło absolutne, jest niezdolny do negocjacji, obcy odkupieniu, nie potrafi wrócić do rozumu: liczy się dla niego tylko czerpanie przyjemności ze śmierci”), ale jednocześnie podkreśla, że nie jest to skądinąd powód, by z terrorystą, podobnie jak w wypadku pedofila, obchodzić się barbarzyńsko.
Z kolei pisząc o współczesnych transseksualistach poddających się interwencji chirurgicznej (po operacji narządów mogą oni już nigdy nie odczuć za ich pośrednictwem przyjemności seksualnej) i kuracji hormonalnej, która musi trwać całe życie, autorka pozwala sobie na porównanie, że „satysfakcja, jaką czerpie on [transseksualista] z uzyskania tak okaleczonego ciała, jest tej samej natury co doświadczana przez wielkich mistyków ofiarujących Bogu męczeństwo swych skatowanych ciał”. Można się z autorką nie zgadzać (np. chrześcijanie mogą obrazić się na nią za porównanie mistyków do transseksualistów, transseksualiści za porównanie do mistyków czy słowa o ich „okaleczonych ciałach” itd.), można się na nią złościć, bo takich „niepoprawnych politycznie” i kontrowersyjnych fragmentów jest w książce dużo więcej. Ale też nie sposób odmówić Roudinesco umiejętności syntezy i błyskotliwego kojarzenia ze sobą najbardziej nawet odległych faktów, a także niezależności myśli i intelektualnej odwagi, której w tego rodzaju
opracowaniach nie spotyka się zbyt często.
Jeszcze jeden przykład takiej postawy, ponownie z rozdziału, w którym historyczka pisze o transseksualistach. Roudinesco twierdzi, że współcześnie często mamy do czynienia z tendencją do idealizowania dewiacji, co pozwala „rozważać nie tylko wszystkie dawne perwersje zwane seksualnymi, ale także perwersyjną strukturę jako wyraz nowej normy”. I dalej: „Queer theory jest bez wątpienia nie tylko najbardziej zradykalizowaną wersją woli całkowitej dekonstrukcji różnicy seksualnej, ale także jest takąż wersją programu zmierzającego do obalenia koncepcji, że perwersja jest cywilizacji niezbędna”. Roudinesco uważa wręcz, że dyskurs queer theory jest „jedynie purytańską kontynuacją sadycznej [od markiza de Sade – przyp. GW] utopii”.
Zgodnie z uwagami poczynionymi w pierwszych akapitach swojej książki, francuska autorka w swoim fascynującym, syntetycznym i subiektywnym przewodniku po „naszej mrocznej stronie” przekonująco dowodzi, że perwersja nie jest tylko zjawiskiem seksualnym, ale także politycznym, społecznym, psychicznym, „ponadczasowym, strukturalnym, obecnym we wszystkich ludzkich społecznościach”. Roudinesco słusznie zauważa, że perwersja jest także społeczną koniecznością. Dlaczego? „Chroni normę, zapewniając jednocześnie gatunkowi ludzkiemu nieustające przyjemności i transgresje. Co zrobilibyśmy bez Sade’a, Mishimy, Jeana Geneta, Pasoliniego, Hitchcocka i wielu innych jeszcze, którzy dali nam dzieła najbardziej wyrafinowane z możliwych? Co byśmy zrobili, gdybyśmy nie mogli już czynić kozłów ofiarnych – czyli zboczeńców – z ludzi gotowych swoimi niezwyczajnymi czynami wyjaśniać nam ukryte skłonności, które żywimy i które wypieramy?”. Nic dodać, nic ująć.
Szkoda jedynie, że te frapujące wypisy z dziejów perwersji są dziełem tak krótkim, bo zaledwie dwustustronicowym. Aż chciałoby się zapytać, dlaczego Roudinesco nie zdecydowała się poświęcić tak obszernemu, wielowątkowemu, nieskończonemu właściwie, tematowi co najmniej z 400 czy 600 stron? Może też nieco irytować metoda pisarska francuskiej historyczki, która często skacze z tematu na temat, czasami zatrzymując się przy jakiejś postaci czy wątku nieco dłużej, by już po chwili porzucić go na dobre, krótko zatrzymać się w innym miejscu, dwa kolejne tematy czy perwersyjne persony potraktować „po macoszemu” i wciąż pędzić dalej, szybciej, od dygresji do dygresji, od akapitu roztrząsającego jedną kwestię do akapitu poświęconemu czemuś zupełnie innemu. Z drugiej strony, powiedzieć tak wiele i tak lapidarnie na niewielkiej przestrzeni 200 stron to przecież nie lada sztuka…