Gdyby go nie było należałoby go wymyślić. Pojawił się znikąd, w młodym wieku zrobił nadzwyczajną karierę wojskową, którą szybko przekuł w polityczną, z charakterystycznym dla żołnierza umiłowaniem dyscypliny zaprowadził porządek, gasząc rewolucyjny chaos, wspiął się na sam szczyt, podbijając większość Europy, aby szybko spaść i skończyć jako więzień swoich wrogów. Przemknął przez historię niczym kometa, ale kontynent po nim zmienił się nie do poznania. Nic więc dziwnego, że stał się obiektem nieskończonej ilości badań, ocen, biografii, powieści, filmów i sztuk teatralnych. Gdy na jednym tchu wymieniamy wielkie jednostki w dziejach świata zawsze wśród nich pada jego nazwisko. Napoleon Bonaparte.
Dwieście lat badań jego niezbyt długiego życia dało już odpowiedzi na chyba wszystkie możliwe pytania. Wiemy, jaką prowadził politykę, jakie lubił kobiety, co lubił jeść i że mało sypiał. Każdy dzień z jego życia został odtworzony z maksymalną pieczołowitością i poddany surowej ocenie zarówno przez fanatycznych wielbicieli jak i zaciekłych wrogów. Napoleon Bonaparte nie ma przed nami tajemnic.
Jaki wobec tego jest sens pisania i publikacji kolejnej pozycji o najsłynniejszym Korsykaninie? Max Gallo zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa i sprytnie ominął tę rafę tworząc powieść biograficzną. Salomonowe wyjście pozwoliło na zamknięcie ust krytykom – zawodowym historykom trudno ocenić dzieło literackie, znawcom prozy zaś rzetelność warsztatu historyka. Amalgamat to niezwykle ciekawy, bo ogromna wiedza o Napoleonie pozwala współczesnym na odgadnięcie nawet jego myśli, co Gallo z lubością wykorzystuje – jego bohater nie jest tylko podmiotem dla twórcy, co jest immanentną cechą biografii, lecz przede wszystkim postacią literacką, ze swoją psychiką, planami, dążeniami, wahaniami i słabościami. W golema stworzonego przez badaczy życiorysu Napoleona autor tchnął życie, przybliżając go tym samym czytelnikowi bez większych uszczerbków dla historycznej prawdy, cokolwiek to znaczy.
Gallo z pełną świadomością stratyfikuje pewne cechy swojego bohatera. Bez wątpienia na czoło wysuwa dwie - niespożytą energię i nieograniczone ambicje. Napoleon jest w ciągłym ruchu, w młodości w szkole kadetów walczy o swoje miejsce wśród rodowitych Francuzów, przeważnie szlachty i arystokratów, w wieku młodzieńczym w armii i podczas prób politykowania na Korsyce bez przerwy z kimś się spotyka, jeździ, organizuje, pisze. Znakomicie oddaje to narracja prowadzona w czasie teraźniejszym i to bardzo krótkimi zdaniami, przypominającymi rozkazy i arcydzieła lakoniczności, jakimi były apele do żołnierzy pisane przez Napoleona. Gdy owa energia znajdowała zastosowanie, pojawiły się ambicje, zrazu małe, dostosowane do horyzontu drobnego, a zdolnego szlachcica z podbitego kraju – awansu oficerskiego, większej roli na rodzinnej Korsyce, w miarę pięcia się na dynamicznej drabinie rewolucji rosnące, aż do objęcia faktycznych rządów w państwie. Gdy los podsuwał okazje wybicia się, Napoleon wykorzystywał je bez żadnych
skrupułów, nie licząc się z czymkolwiek, zwłaszcza z kosztami ludzkimi. Gallo ukrył za ambicją Bonapartego inny rys jego natury – bezwzględność i okrucieństwo. Trupy znaczą całą jego drogę ku szczytowi, a co najbardziej wstrętne, są to ofiary wśród Francuzów – obrońców Tulonu, głodnych buntowników vendemiaire’a czy żołnierzy z wyprawy egipskiej.
Pieśń wymarszu to pierwsze trzydzieści lat życia jednostki wybitnej, lecz wciąż jeszcze tylko indywidualności na miarę kraju. Nawet jego wojna włoska czy wyprawa na wschód były ściśle powiązane z sytuacją wewnętrzną we Francji. Gdyby wtedy trafiła go przypadkowa kula, czy otrzymałby cięcie mamelucką szablą, historia zapamiętałaby go jako jednego ze zdolnych i ambitnych generałów tej epoki, tak jak to się stało z nieszczęsnym jego rówieśnikiem Hochem. To czas kariery nieprzeciętnego nuworysza, ale jeszcze nie tytana zmieniającego świat. Tom pierwszy tetralogii kończy się uświadomieniem faktu, iż Bonaparte wszedł na drogę niebezpieczną, bo musi się na niej nieustannie piąć, nie może sobie pozwolić ani na stagnację, ani tym bardziej regres, który oznaczać może dla niego tylko jedno – klęskę i upadek.