Operacyjne wydłużanie penisa - tylko dla desperatów?
Od wczesnych lat dziewięćdziesiątych dostępna jest nowa metoda: chirurgia plastyczna. Członek można pogrubić, wszczepiając pod skórę paski tłuszczu pobrane z innych części ciała, zwykle pośladków lub okolic brzucha. Można go też wydłużyć, przecinając więzadło łączące członek ze wzgórkiem łonowym. Jednak plastyka penisa wciąż dopiero raczkuje, a profesjonalne organizacje medyczne dystansują się od tej metody, ponieważ jej rezultaty mogą być mniej niż satysfakcjonujące. Ciało bowiem naturalnie wchłania tłuszcz, a to, co się nie wchłonie, tworzy guzki i grudki. Nawet jeśli z pozoru wszystko jest dobrze, wielu mężczyzn uważa, że przeszczepiony tłuszcz sprawia, iż członek we wzwodzie zdaje się ubrany w puchową kurtkę. Wydłużony penis odcięty od więzadła wygląda, jakby unosił się z moszny, a nie ściany brzusznej - a jego właściciel ma szczęście, jeśli podniesie się choćby do połowy zwykłej wysokości. Niektóre penisy po operacji wskazują podłogę. W najgorszym wypadku, jak twierdzili pacjenci, ich członek we
wzwodzie klapie naokoło niczym wąż ogrodowy pozostawiony na ziemi.
Operacja może się wiązać z deformacją i bólem, a blizny pooperacyjne czasami wywołują retrakcję penisa, który robi się mniejszy niż przedtem. To zaś sytuacja tak deprymująca, że w pewnym angielskim sądzie prawnik porównał stan emocjonalny swojego klienta do wojennego zespołu stresu pourazowego.