Oszust
Sundaram tracił swoich studentów nie tylko przez ich wywrotowe działania, ale także ze względu na "kłamstwa", którymi ich karmił. Podczas rozdania świadectw na zakończenie kursu jedna z kobiet wykrzyczała mu w twarz, że przejrzała jego oszustwa. "Tak naprawdę opowiada się pan za rządem." Studentka nie rozumiała, dlaczego zagraniczny wykładowca każe im pisać o szpitalach i zachorowalności, gdy "prawdziwe problemy tego kraju to problemy polityczne".
Autor przyznaje, że był zmuszony do pracowania nad tematami, "których poruszanie było dozwolone". Tego oczekiwały zagraniczne rządy i organizacje, które finansowały program szkoleń. Na tym też pragnął się skupić Sundaram, gdyż "najpierw [studenci] musieli popełnić trochę błędów, pracując przy mniej niebezpiecznych tematach. (...) Chciałem, by (...) unikali atakowania władz." W oczach wielu studentów był jednak zwykłym oszustem, wysłannikiem prezydenta mającym wykształcić zastępy podległych dziennikarzy, którzy nie będą poruszać ważnych, a zarazem niewygodnych dla rządu tematów.