Naziści i zjawiska paranormalne to mieszanka specyficzna, różnie działająca na odbiorców. Dla niektórych opowieści oparte na podobnym pomyśle pozostają czkawką po przygodach Indiany Jonesa, męczącą bardziej niż kolejne historie z zombie. Innym wciąż mało, zwłaszcza że przyzwoitych tytułów z okultystami z NSDAP czy nordycką apokalipsą po esesmańsku nie ma wcale tak dużo. Mam dobrą informację dla koneserów - na rynek trafiła kolejna pozycja, której warto poświęcić uwagę, a jest szansa że i malkontentom się spodoba.
"Świetlista Brygada" cofa nas do czasów drugiej wojny światowej. Rzesza chyli się już powoli ku upadkowi, choć amerykańskim żołnierzom chcącym w okopach przetrwać zimę różnicy to nie robi. Spadająca gwiazda rozświetlające nocne niebo okazuje się być dla nich zwiastunem wielkich wydarzeń. Już nie szkopskie kule, głód i mróz są ich największym problemem - to od dzielnych Amerykanów zależeć będą losy walki Światła i Mroku. Do ostatecznego natarcia ruszają właśnie upadłe anioły w mundurach Wehrmachtu.
Brzmi to strasznie górnolotnie i kiczowato, na szczęście autorzy zadbali o to, by ich opowieść nie stawała w gardle. "Świetlista Brygada" to komiks w pewnym sensie będący wypadkową przygód Hellboya, oraz twórczości artystów pokroju Neila Gaimana i Mike'a Careya. Nabożny klimat i tajemnice wiary mieszają się tu z przygodą i akcją okraszoną poczuciem humoru. Tomasi i Snejbjerg starają się unikać przegadania, a dłuższe dialogi zwykle kontrują żarty, by uniknąć zbyt wzniosłego tonu. W końcu starcia z aniołami na froncie drugiej wojny światowej wymuszają pulpowy klimat. Tytułowa grupa żołnierzy nawiązuje zresztą do superherosów Złotej Ery.
Nie będę próbował przekonywać, że mamy do czynienia z arcydziełem. To rozrywkowy akcyjniak, w którym gra idzie o wysoką stawkę, ale nie pozbawiony autodystansu. Z lektury powinni być zadowoleni zarówno fani "Tylko dla orłów" czy "Dział Navarony", jak i miłośnicy gier z serii Wolfenstein. "Świetlista Brygada" to dobre, bezpretensjonalne czytadło, które przyswaja się tym lepiej, że narysowano je kreską profesjonalną, choć nieco odbiegającą od głównego nurtu dominującego w USA.
Dodatkowe plusy należą się Mucha Comics za sięgnięcie do oferty zaniedbywanego na naszym rynku wydawnictwa Dark Horse. Mam nadzieję że na „Świetlistej Brygadzie” się nie skończy.