Wioska z piekła rodem. Kobiety mordowały tam mężczyzn i noworodki
W środkowych Węgrzech nad brzegiem rzeki Cisy leży niewielka wioska Nagyrév. Z pozoru cicha i spokojna okolica była sto lat temu piekłem na ziemi, które zgotowały swoim bliskim mieszkanki wioski. Szacuje się, że tamtejsze kobiety zabiły kilkaset osób: mężczyzn, niechciane noworodki i chorych członków rodziny. To jedna z najbardziej wstrząsających historii o zabójstwach z początku XX w.
Historią morderczyń z Nagyrév zainteresowała się Patti McCracken. Wielokrotnie nagradzana dziennikarka napisała książkę "Wioska wdów. Szokująca historia morderczyń z wioski Nagyrév", która ukaże się w Polsce 22 marca nakładem wydawnictwa Mova.
"Można twierdzić, że dzisiejszy Nagyrév jest równie zapyziały jak przed stuleciem. Wieś przeżyła czasy wątpliwej prosperity za komunizmu, kiedy to państwowe gospodarstwa rolne zapewniały pracę wszystkim i każdy otrzymał pensję, choć niewysoką. Na początku lat 90. XX w. miejscowa ekonomia mocno ucierpiała od wprowadzenia wolnego rynku, a wielu mieszkańców opuściło rodzinną wieś, by przeprowadzić się do miasteczek i miast. Pod koniec tej samej dekady kilkoro budapesztańskich nowobogackich, mając nadzieję na hossę, kupiło tam chaty z przeznaczeniem na domy letniskowe. Nigdy jednak z nich nie skorzystali. Chata Cioteczki Zsuzsy przez jakiś czas była własnością księdza. Po roku 2000 wnuczka jej siostry prowadziła tam lokalną bibliotekę. We wsi nadal nie ma komisariatu policji" - czytamy w "Wiosce wdów".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Premiery kinowe 2023. Na te filmy czekamy!
Lep na muchy
Wspomniana "cioteczka Zsusa" to Zsuzsanna Fazekas (z domu Olah), lokalna znachorka i akuszerka, która była prowodyrką seryjnych morderstw na mieszkańcach wioski. Do Nagyrév przeprowadziła się w 1911 r. i szybko zdobyła uznanie jako specjalistka od ludowej medycyny, odbierania porodów i przerywania niechcianych ciąż. Tam też poznała przyszłego męża, który dwa lata po ślubie zmarł na "tajemniczą chorobę", pozostawiając wdowie spory majątek.
Zagadkowe zgony w Nagyrév powtarzały się w latach 1916-1925 i miały związek z kilkoma ważnymi wydarzeniami historycznymi. Przede wszystkim wybuch pierwszej wojny światowej sprawił, że z wioski zniknęli wszyscy mężczyźni zdolni do noszenia broni. Kobiety harowały od rana do nocy, zajmując się domem, dziećmi i starcami, a dodatkowo musiały wykonywać pracę swoich mężów i synów. W trudnych sytuacjach, gdy nie dawały rady wykarmić wszystkich domowników, zwracały się po "pomoc" do cioteczki Zsusy.
Ta destylowała arszenik z lepu na muchy i rozdawała go kobietom z Nagyrév. Trucizna była podawana starcom, schorowanym, a nawet niechcianym noworodkom. Niektóre dzieci były owocem przelotnych romansów z włoskimi jeńcami, którzy trafili do obozu nieopodal Nagyrév. Więźniowie cieszyli się dużą swobodą, mogli opuszczać obóz i bratać z lokalną ludnością. Dochodziło nawet do zawierania małżeństw. Kolejnym celem trucicielek byli mężczyźni wracający z frontu. Naznaczeni piekłem wojny, często agresywni, przestali być podporą dla swoich żon, które pod ich nieobecność nauczyły się radzić z problemami z pomocą arszeniku.
Koło morderczyń wiejskich
Historycy nie mają złudzeń, że działalność kobiet z Nagyrév była systemowa i dokonywana z premedytacją. Śledztwo przeprowadzone pod koniec lat 20. XX w. (kobiety były bezkarne przez kilkanaście lat) wykazało, że wdowy zawiązały swoiste stowarzyszenie, któremu przewodziła Esthera Sabo. Kobiety spotykały się w swoich domach pod przykrywką wspólnej pracy, która w rzeczywistości polegała na przygotowywaniu trującego wywaru z lepu na muchy.
Morderczynie kolektywnie ustalały kolejny cel, biorąc pod rozwagę skargi i żale poszczególnych członkiń "klubu". Z początku kobiety zabijały z biedy i głodu: nie były w stanie wykarmić wszystkich dzieci czy schorowanych seniorów. Ale lista powodów stale się wydłużała i wkrótce zabijały np. agresywnych mężów i takich, po których mogły odziedziczyć majątek.
Seryjne morderstwa uchodziły im na sucho, gdyż w trakcie wojny nikogo nie zastanawiały nadliczbowe zgony powodowane głodem czy brakiem lekarstw. Szczególnie, że kobiety działały rozważnie, systematycznie podając niewielkie dawki trucizny. Dzięki temu ofiary najpierw mocno podupadały na zdrowiu, a w końcu umierały z powodu "tajemniczej choroby". Cioteczka Zsusa uspokajała swoje klientki, zapewniając je, że w razie wpadki arszeniku nie da się wykryć w zwłokach. Brak medycznej wiedzy znachorki okazał się zgubny dla jej klientek.
Ofiar mogły być setki
Po zakończeniu wojny w 1918 r. w Nagyrév cały czas dochodziło do zagadkowych zgonów, co budziło pewne podejrzenia. Plotkowano o tym w pobliskich wioskach, ale dopiero jeden z mężczyzn, który przejrzał zamiary swojej partnerki (po ostrej kłótni przywitała go w domu z uśmiechem i butelką wina) złożył zawiadomienie na najbliższym posterunku policji.
Początkowo służby aresztowały 80 kobiet i jednego mężczyznę. Kuzyna Esther Sabo, który wykorzystał swoje urzędnicze stanowisko do fałszowaniu aktów zgonów. Cioteczka Zsusa popełniła samobójstwo, zanim trafiła w ręce służb. Jak pisze McCracken, "poza zarzutami związanymi z aborcjami Zsuzsa nigdy nie została oficjalnie oskarżona o jakiekolwiek przestępstwo".
Do końca 1929 r. władze ekshumowały ponad 160 ciał. "Wniosek prokuratora o wyrażenie zgody na przyjrzenie się wszystkim podejrzanym zgonom z ostatnich dwudziestu lat spotkał się z odmową" - pisała McCracken. Prokuratorowi nie udało się dowieść, że morderczynie z Nagyrév miały na sumieniu setki ofiar.
"Sąd w Szolnoku uznał, że 82 zgony budzą podejrzenia. Akty oskarżenia wniesiono przeciwko 66 kobietom i siedmiu mężczyznom (jako winnym współudziału) z następujących wsi: Nagyrév, Tiszakürt i Cibakháza. Ogółem 29 kobiet i dwaj mężczyźni trafili przed sąd pod zarzutem zamordowania 42 osób. W przypadku szesnastu kobiet zapadł wyrok skazujący. Skazani zostali również obaj postawieni przed sądem mężczyźni – Lőrinc Szabó za współudział w morderstwie swojego wuja Istvána Szabó oraz József Madarász junior za zamordowanie rodzonego ojca Józsefa Madarásza seniora. Wymierzono im karę dożywocia" - czytamy w "Wiosce wdów".
Sprawiedliwości stało się zadość?
Anna Cser dostała 15 lat za zabicie teścia, ale sąd wyższej instancji obniżył go do ośmiu. Mari Fazekas zdaniem prokuratora zasługiwala na karę śmierci za zamordowanie liczącego trzy dni Istvána Csera. Dostała dziesięć lat, ale wyszła po dwóch. Po powrocie do Nagyrév ubiegała się o odszkodowanie i chciała wrócić do pracy jako akuszerka. Bezskutecznie.
Krisztina Csabai za zamordowanie męża Gyuli trafiła za kraty na piętnaście lat i zmarła w więzieniu. Kilka kobiet dostało dożywocie, ale Sąd Najwyższy potrafił obniżać taki wyrok do piętnastu lat. Za współudział w morderstwie skazywano na osiem lat.
"Eszter Szabó została skazana na śmierć za zamordowanie Istvána Szabó. Zanim trafiła na szafot, w więzieniu urodziła córkę. Dziewczynka miała jedenaście miesięcy, gdy jej matkę powieszono. Eszter pozwolono zatrzymać dziecko przy sobie do ostatniej godziny przed egzekucją i wieść niesie, że zachowała ona spokój niemal do swoich ostatnich chwil. Na widok szafotu zemdlała i trzeba ją było wnieść na podest" - pisze McCracken.
"Nie licząc Cioteczki Zsuzsy i jej sąsiadki Julianny Petyus, także dwie inne kobiety popełniły samobójstwo – jedna podczas pobytu w więzieniu na dzień przed rozpoczęciem procesu i druga, której adwokat zjawił się u niej w domu akurat w chwili, gdy wynoszono jej ciało. Przybył z wiadomością, że jest niewinna, ponieważ w zwłokach jej męża nie znaleziono śladu arszeniku" - czytamy w "Wiosce wdów".
Książka Patti McCracken "Wioska wdów. Szokująca historia morderczyń z wioski Nagyrév" ukaże się nakładem wyd. Mova w tłumaczeniu Urszuli Gardner 22 marca.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" omawiamy 95. galę wręczenia Oscarów. Czy werdykt jest słuszny? Kto był największym przegranym? Jakie kreacje gwiazd nas zachwyciły? Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.
WP Książki na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski