Samookaleczenie oficera
Zdenerwowani byli obaj i obaj tego nie kryli. Porucznik rozładował broń do końca. Grochowski zaś pochylił się nad przestrzelonym lewym udem.
- Sanitariusz!
Oficer został opatrzony, lecz upierał się, by dano mu zastrzyk.
- Może wkraść się zakażenie!
- Nie mamy na okręcie takich medykamentów.
- To muszę iść do szpitala. Komandorze, proszę o wyokrętowanie!
- Chyba pan żartuje. Nie wrócę na Hel. To zagraża bezpieczeństwu okrętu.
Komandor Grochowski musiał się domyślić, że nie był to bynajmniej wypadek. Napięte do granic nerwy porucznika puściły. Szukający wyjścia z traumatycznej sytuacji, Tomaszewicz uznał, że najszybszym sposobem opuszczenia jednostki jest zostanie rannym. Ale komandor nie miał zamiaru zwolnić ze służby już nie tylko psychicznie, ale również fizycznie niesprawnego oficera. Ranny Tomaszewicz pozostał więc na pokładzie, zatruwając nadal słabe morale marynarzy. I nadal dręczył Grochowskiego i jego zastępcę kapitana Jerzego Reknera, z tym, że prośby przybrały formę histerii".
Ten incydent jest jednak niczym w porównaniu postawą dowódcy okrętu ORP Orzeł.