Samookaleczenie oficera
Służba na okręcie podwodnym to ciężki kawałek chleba. Szczególnie, gdy toczy się wojna, którą się przegrywa. Ciągły stres może doprowadzić do załamania nawet najtwardszych. Przekonał się o tym porucznik Cezary Tomaszewicz - jeden z oficerów służących na ORP Ryś. Po tym jak jego jednostka 4 września 1939 roku stała się celem ataku niemieckiego bombowca zdecydował, że najwyższy czas opuścić "żelazną trumnę". Wybrał mało wyszukaną metodę, stosowaną przez żołnierzy we wszystkich armiach - samookaleczenie:
"Wyjął pistolet z kabury. Strzał echem rozległ się w korytarzu. Jeszcze swąd po eksplozji wisiał pod stropem messy, kiedy wpadł do niej komandor Grochowski. Porucznik Tomaszewicz siedział oparty o stół. Pierwsze, co zobaczył komandor, to krew lejącą się z nogi oficera. Drugie spojrzenie Grochowskiego padło na jego bladą twarz.
- Co się stało!?
- Rozładowywałem pistolet i postrzeliłem się w nogę. "Rewolwer odpalił z przyczyn dla mnie nie wyjaśnionych".