Palenie żywcem
Z wizerunkiem "szlachetnego dzikusa" zdecydowanie kłócą się metody, jakie stosowali w warunkach wojennych Komancze (ale i inne narody). Tortury, jakim poddawano wrogów i zakładników, mogą przyprawić wrażliwszych czytelników o niespokojne sny. Jak relacjonował Herman Lehmann (porwany w dzieciństwie przez Indian stał się w końcu pełnoprawnym członkiem plemienia), Komancze następująco rozprawili się ze swoimi odwiecznymi wrogami, Tonkawami: "Oskalpowaliśmy ich, odcięliśmy ramiona, nogi, języki, po czym wrzuciliśmy zmasakrowane ciała i kończyny do ich własnego ogniska, dorzuciliśmy chrustu i wepchnęliśmy żywych, umierających i nieżywych Tonkawów razem do ognia (...) Zatańczyliśmy dookoła z wielką radością, obserwując, jak z ich ciał tryskają tłuszcz i krew, i z satysfakcją patrzyliśmy, jak pęcznieją (...)"