Wiadomość nie jest dobra. Lenin i Dzierżyński powrócili z zaświatów. I znowu próbują zaprowadzić rewolucyjne porządki. Co ciekawsze, sprzymierzyli się w tym zdrożnym dziele z Setem, egipskim bogiem wojny, chaosu i anarchii. – Zaraz, zaraz – powiecie. – Skąd tych dwóch zatwardziałych, walczących ateistów w zaświatach i co z tym ma Egipt wspólnego? To może zaczniemy po kolei. Jak powszechnie wiadomo, wódz światowego proletariatu po zejściu z tego świata został poddany mumifikacji. A metafizyczne prawa stanowią, że każdy zmumifikowany, który nie jest chrześcijaninem, trafia do... egipskiej krainy zmarłych. Tak też stało się z Leninem. Tam dołączył do niego Krwawy Feliks. Obaj urządzili się wygodnie, ale wciąż przemyśliwali o powrocie do naszego świata. I w końcu okazja się nadarzyła, udało im się połączyć swoje własne niecne zamiary z interesami Seta i faraona Amenhotepa I. Zostali wysłani więc z powrotem do świata żywych z misją... powstrzymania polskich archeologów poszukujących w Egipcie grobu tego
ostatniego. I być może bez trudu udałoby im się tę misję wykonać i rozpocząć kolejną próbę budowy komunistycznego raju na ziemi, gdyby nie pewien szczegół. Otóż jednym ze wspomnianych archeologów jest niejaki Jan Korczaszko.
A to nikt inny, jak rodzony wnuk Semena, będącego nikim innym, jak bliskim przyjacielem Jakuba Wędrowycza. Jeśli ktoś jeszcze nie wie, kim jest ten ostatni, w skrócie wyjaśniam: to najbardziej znana persona z Wojsławic pomiędzy Zamościem a Chełmem, słynąca z zamiłowania do pędzenia samogonu z czego tylko się da, wykańczania – za pomocą egzorcyzmów, wideł, szabli, karabinu i innej broni – wszelkiej szkodliwej gadziny, pałętającej się po naszym świecie, a więc demonów, wampirów, wilkołaków, członków sąsiedzkiej rodziny Bardaków i... komunistów. Kiedy okazuje się, że archeolog Korczaszko jest zagrożony przez potężną egipską klątwę, Jakub i Semen postanawiają mu pomóc. Wsiadają więc do ocalałego z pierwszej wojny światowej carskiego sterowca i kierują się przez pół Europy do Egiptu. Biorą też ze sobą Wędrowyczowego prawnuka, trzynastoletniego Piotrusia – niech się młody wdraża... W ten sposób wchodzą oczywiście w paradę Leninowi i Dzierżyńskiemu. Co dla tych dwóch zwiastuje katastrofalne skutki...
To dopiero wprowadzenie do liczącej ponad dwieście stron powieści o Jakubie Wędrowyczu, która znalazła się w piątym tomie jego przygód Wieszać każdy może. Książka jest uzupełniona przez siedem krótkich opowiadań o tym samym bohaterze oraz o tekst Michała Smyka, który zwyciężył w konkursie na opowiadanie z Wojsławicami w roli głównej. Andrzej Pilipiuk w świecie Wędrowycza, będącego groteskowo wykrzywionym odbiciem naszej polskiej codzienności, czuje się jak ryba w wodzie. Taka właśnie rubaszno-satyryczna fantastyka przyniosła mu popularność i w takiej wyrobił swój oryginalny, rozpoznawalny styl. Ze swobodą i swadą snuje swoje gawędy, nie stroniąc od efektów dramatycznych i licznych zaskoczeń. Piętrzy przed swoimi bohaterami kolejne przeszkody, które oni pokonują jakby mimochodem, nie tracąc dobrego nastroju i chęci do wypicia następnej flaszki napojów wyskokowych własnej albo i cudzej produkcji (Piotrusia to ostatnie póki co nie dotyczy). Autor stawia ich w sytuacjach bez wyjścia i bez klucza, po czym
okazuje się, że oni to wyjście znajdują ukryte pod kupą kartofli w piwnicy i otwierają je wyciągniętym z gumofilca wytrychem. W ten sposób potwierdzają tylko swoją, przejawianą całym jestestwem, nieustającą i niepodważalną wiarę we własne możliwości. Jest ona dodatkowo uzupełniona o wiarę w potęgę dawnej techniki, prymat praktyki nad wiedzą książkową, zwycięstwo prostych rozwiązań, obmyślanych „na chłopski rozum”, nad skomplikowanymi problemami współczesnej cywilizacji. Tacy to są ci bohaterowie – po części pozytywni, po części zupełnie antybohaterscy.
Pilipiuk, bazując na swoich pasjach i zainteresowaniach tworzy własną, współczesną literacką mitologię. I co jakiś czas kolejne jej wycinki preparuje, przedstawiając w którymś ze swoich nieustających cykli przygodowych. Choć cykle te mają odmienne założenia i w ową mitologię są zanurzone w różnym stopniu, to pojawiają się w nich te same osoby albo ich krewni (w „Wieszać każdy może” jest to na przykład znany skądinąd Tomasz Olszakowski), te same miejsca, powracają podobne motywy, odzywają się echa znanych już wydarzeń. Daje to czytelnikom możliwość śledzenia tych formalnych powiązań, rozszyfrowywania wzajemnych zależności, wieloaspektowego udziału w Pilipiukowej zabawie, jaką jest dla niego tworzenie nowego, weselszego świata na kartach książek.