Coś ostatnio mam dziwne szczęście do absurdów. Nie mówię o tych, których jest pełno wokół nas zaklętych w codzienności, dokuczliwych i irytujących. Brzmią one w uszach i w myślach jak jakieś fałszujące trąby jerychońskie. Mówię o tych, które pojawiają się w literaturze i to nawet dziecięcej. Wyrażających szalone wzloty rozbudzonej wyobraźni twórców, przekraczających rozmyte granice realizmu niemagicznego. Trzeba przyznać, że rodzajów rzeczy absurdalnych jest tyle, ile ludzi na Ziemi. W tym wielkim bogactwie każdy zatem może znaleźć coś dla siebie, coś co go zachwyci, rozbawi, rozkosznie otumani bądź szczerze przestraszy. Może to właśnie będzie pan Guma i jego solidnie rozciągnięte przygody?!
Kim jest pan Guma? - oto jest pytanie. Starym zgredem z rudą brodą i nabiegłymi krwią oczami. Paskudnym starym zgredem, niesympatycznym i niedomytym. Żeby było jeszcze paskudniej: ma wybuchowy temperament, czuje nienawiść do dzieci, zwierząt, zabaw i kukurydzy w kolbach. Można zatem zauważyć, że jest to całkiem niezły obiekt do straszenia nim nieposłusznych dzieci: "Idź do łóżka, bo przyjdzie pan Guma, nakrzyczy na twoje zabawki i zostawi śluz na książeczkach!". Pan Guma to flejtuch, leń, bałaganiarz, leser i obibok do sześcianu. Ale... zawsze jest jakieś małe, choćby całkiem maciupeńkie ale, ma on "najładniejszy, najzieleńszy, najkwiecistszy i najogrodowszy ogród w całym Lamowie Zdolnym". Bardzo o niego dba. Dziwne?! Jasne, że dziwne. Cóż, dba nie dlatego, że lubi, tylko dlatego, że jest to jedyne rozsądne wyjście z pewnej przykrej, przynajmniej dla niego, sytuacji. Gdyby nie dbał, to zła wróżka wyłaniająca się znienacka z wanny zaczęłaby go okładać patelnią. A tego obijania nikt, a zwłaszcza pan Guma,
bardzo, ale to bardzo nie lubi.
Na skraju Lamowa Zdolnego pewnego dnia zamieszkuje pewien pies. Kudłaty i przyjacielski, zwący się jakże zwyczajnie Jacek. Uwielbiający bawić się w ogrodach i w tych atrakcjach, które skrywają. Miłośnik tarzania się w trawie i przegryzania kości kwiatkami. Nic dziwnego, że ogród pana G. szybko zwraca uwagę czworonoga. Pan Guma nic o tym nie wie, póki znajoma wróżka nie przerywa mu głębokiego (w każdym sensie) snu i nie wyraża patelnią swojego gniewu z powodu rażącego zaniedbania ogrodu. Wygląda on bowiem, po przejściu radosnego psiego huraganu, jak ordynarna ruina. Chcąc nie chcąc stary zgred musi wziąć się do pracy. Cóż z tego, kolejne dni przynoszą mu powtórkę z rozrywki, kolejne eskapady Jacka, wizyty rozgniewanej wróżki i uciążliwe prace w ogrodzie. Czuje się jak Syzyf, w wersji ogrodowej. Postanawia coś z tym wszystkim począć, między innymi po to, by nie tracić kolejnych odcinków ulubionego serialu "Knoty w worku" i zapobiec następnym siniakom na swoim zaniedbanym, nieumytym ciele. Jak pan Guma sobie
poradzi z problemem i jak się to wszystko zakończy? - o tym właśnie jest ta książeczka.
Okładka książki jest zwariowanie zachęcająca i zaskakująco wypukła. To pan Guma próbuje wyjść poza jej płaszczyznę. Może to wynikać z nieuchronnie zbliżającego się spotkania z patelnią złej wróżki, która zmierza w kierunku jego łepetyny. Ostra kreska, w zasadzie pociągnięcia piórkiem i tuszem, nadają ilustracjom pewnej pikantności. Tekst jest swoiście oszczędny i pełen ironii. Oparty o niekończące się gry i zabawy słowne. Przygody zwariowane są do granic rozsądku, a przynajmniej Lamowa Zdolnego. Humor jest dość specyficzny, głównie słowny, wyciskający ze słów i ich znaczeń zamknięte w nich życiodajne soki. Dla tych, co lubią nurzać się w absurdzie intrygujący i powalający. Postaci są równie barwne co szalone, jak przystało na tak dziwaczną książkę. A zatem, poza wcześniej wymienionymi spotykamy tu chuderlawego starego grzyba czyli rzeźnika Kubę Jakuba III-go. Niekompetentnymi komentatorami wydarzeń są: Marcin Pralnia (właściciel pralni), Jonatan Fałda (właściciel dużego brzucha i nadwagi) i dziewczynka o
imieniu Piotruś (właścicielka imienia Piotruś). Spotykamy jeszcze jedną dziewczynkę o bardzo długim imieniu, którą przyjaciele (warto się do nich zaliczać, choćby ze zdrowego rozsądku) zwą Polcią. Lat dziewięć, "włosy koloru piasku jak marzenia kota i uśmiech radosny jak Bank Anglii". Nader pozytywną postacią jest Piątek O'Żeszek, fantastyczny gość, który zna tajemnice czasu, przestrzeni i przyrody. Warto jeszcze wspomnieć panią Śliczną, uśmiechniętą właścicielkę "Cudownego Świata Słodyczy" oraz jej życzliwe oczy, życzliwy nos i życzliwe uszy.
Akcja toczy się, a w zasadzie to biegnie, zdecydowanie do przodu i to szybko. Bardzo szybko. Od słowa do słowa, od rozdziału do rozdziału, od początku do końca. W rozdziale siódmym kryje się dość nieoczekiwany suspens. A na końcu, na najbardziej wytrwałych, czeka ukryty dodatek. Krótki, może nawet zbyt krótki, ale wynikający z dość oczywistej rzeczy: "Szerzenie, nie mówiąc już o dłużeniu, wiedzy jest męczącym zajęciem".