Najbardziej nie lubię tych książek, po przeczytaniu których właściwie nie wiadomo: czy było warto czy nie. Powieści, które nie są ani naprawdę dobre, ani naprawdę złe - są nijakie. Muszę powiedzieć, że podobne nieprzyjemne wrażenie odniosłem po lekturze książki Zygmunta Miłoszewskiego Góry Żmijowe. Baśń Góry Żmijowe opowiada wesoło-smutną historię dwóch dziesięciolatków, mieszkańców fantastycznej krainy położonej u podnóża mrocznych i niebezpiecznych gór, właśnie Żmijowych. Królewna Filomena i Eryk, niewiele od niej starszy syn rybaka i nieco tajemniczej malarki bajek, muszą stawić czoła ustalonemu przez Starą Magię, niezbyt sprawiedliwemu, porządkowi świata. I w ten wdzięczny sposób dwójka bohaterów trafia do przesiąkniętych złem i wiecznym chłodem czeluści Żmijowych gór.
Ta krótka - 150 stron - powiastka dla dzieci to prawdziwy intertekstualny misz-masz. Z jednej strony mamy więc klasyczną, iście Andersenowską baśń z nieodłącznym motywem drogi, podczas której bohater spotyka różne, potrzebujące pomocy, fantastyczne postacie. Z drugiej dosyć mroczne story, w nieco horrorowej konwencji Koraliny Neila Gaimana o czarnej grocie z czarnymi ludźmi. I wreszcie z trzeciej: Shrekopodobna komedia dla dzieci, z raz po raz, pojawiającymi się aluzjami dla starszych czytelników. I chyba właśnie ten gatunkowy miks najbardziej zaszkodził całej historii. Zbyt chaotyczna i w efekcie nie wkręca na serio w żadną z tych ingrediencji. Nie do końca jest jasne, czy należy ją czytać jako standard dla dzieci, czy impresję na marginesie współczesnej i przeszłej sztuki bajkopisarstwa.
Mam wrażenie, że jak na książkę dla dzieci w Górach Żmijowych trochę za dużo fantasy. Świat w którym dzieje się akcja jest chyba nieco zbyt skomplikowany jak na lekturę dla siedmiolatków (wszystkie te z dziwna ponazywane miasta, państwa) i zbyt mało wciągająca fabuła, jak na bajkę dla straszaków. Na pierwszy rzut oka niby wszystko w porządku, ładnie zmontowana bajka dla dzieci, tylko że jednak trochę za bardzo poprawnie, za nudno. Mimo tego wszystkiego co napisałem, Góry Żmijowe czyta się całkiem dobrze, a momentami są naprawdę, naprawdę zabawne. Mimo to bez żadnych fajerwerków w stylu Koraliny czy Serii Niefortunnych Zdarzeń, nie mówiąc oczywiście o Harrym.