Trwa ładowanie...
recenzja
19-11-2010 15:47

Upadają imperia, topnieją fortuny… a miłość trwa

Upadają imperia, topnieją fortuny… a miłość trwaŹródło: Inne
d3z8wv5
d3z8wv5

Miłość z przeszkodami i wielka historia w tle...W zależności od proporcji pomiędzy tymi elementami, inwencji autora i oprawy artystycznej może z tego powstać okaz nieśmiertelnej klasyki (weźmy choćby * Wojnę i pokój), świetne czytadło ( Przeminęło z wiatrem* czy którakolwiek część Trylogii Sienkiewicza ), coś całkiem przeciętnego, o czym zapomina się zaraz po przeczytaniu, albo i kompletny kicz (tu przykładów znalazłoby się pewnie jeszcze więcej, niż na dwie pierwsze kategorie). Rekomendacja wydawcy: „pokochasz tę książkę jak * Jeźdźca miedzianego*” w moim przypadku odniosła skutek odwrotny, budząc we mnie niezbyt entuzjastyczne nastawienie, ale mimo wszystko - może trochę
z powodu, że autorka jest Francuzką, a do francuskiej literatury mam pewną słabość - zdecydowałam się zerknąć do środka.

Pierwsze kilka rozdziałów czytało mi się bez specjalnych doznań, zapewne dlatego, że widziałam już nieco bardziej wyraziste obrazy rewolucji październikowej. Ale potem, gdy akcja przeniosła się na przemian do Paryża i Berlina, zrobiła się znacznie bardziej wciągająca (tym bardziej, że pozbawiona dłużyzn i dobrze osadzona w realiach historycznych). Największe wrażenie zrobił na mnie jednak nie wątek romansowy (można powiedzieć, że dość standardowy: on i ona poznają się przypadkiem, uczucie rozkwita, ale na skutek nieuzasadnionego oporu jednej ze stron przed nawiązywaniem trwałych relacji para rozstaje się, by ponownie spotkać się dopiero po latach, kiedy zaistniały już pewne okoliczności uniemożliwiające powrót do stanu poprzedniego...), lecz ukazanie mroczniejszych stron codzienności rosyjskich emigrantów we Francji (historia Saszy) i wyraziście nakreślony obraz zmian w mentalności i zachowaniach społeczeństwa niemieckiego w okresie ekspansji nazistów, obejmujących zarówno warstwy najbogatsze (mąż
Marietty), jak i najuboższe (szwaczka Liselotte i jej mąż).

Jeśli zaś chodzi o sylwetki bohaterów, najbardziej spodobał mi się sposób przedstawienia nie tych trojga pozostających na pierwszym planie – którzy jak na mój gust zostali wyposażeni w zbyt wiele zalet (wszyscy bez wyjątku, i Ksenia, i Max, i Sara, są nie tylko inteligentni i szlachetni, ale też zjawiskowo piękni, tak jakby autorom tej i wielu podobnych powieści wydawało się, że czytelnik nie uwierzy w wielką miłość pokonującą bariery czasu i przestrzeni, jeśli Julia będzie różowa i pulchna, a Romeo będzie miał odstające uszy) - lecz tych będących nieco z boku i niekoniecznie jednoznacznie pozytywnych (Sasza, Gabriel).

Trochę żal mi było nie w pełni wykorzystanych możliwości rozciągnięcia perypetii bohaterów na lata 1939-45, które autorka potraktowała dość skrótowo (niecałe 80 stron), a szkoda, bo chętnie przeczytałabym więcej na przykład o wojennych przejściach Cyryla i jego francuskiego kolegi czy o tym, co działo się z dziećmi Sary od czasu, gdy rozstały się z matką.

d3z8wv5

Ale generalnie czytało się płynnie i z dostateczną ilością emocji. Na plus powieści trzeba zapisać także ładny język i dobre tłumaczenie (do którego mam w zasadzie tylko jedno zastrzeżenie: nie każdy czytelnik na tyle zna niemiecki, by wiedzieć, że „Freiherr” to nie jeden z członów nazwiska arystokraty, ale jego tytuł, na ogół tłumaczony jako „baron”; skoro tłumaczka zdecydowała się pozostawić go w oryginale, przydałby się przypis objaśniający). Reasumując, Biała wilczyca powinna zadowolić amatorów/amatorki zarówno melodramatów, jak i powieści historyczno-obyczajowych. *Osobiście też chętnie przeczytam jej kontynuację, która - jak informuje wydawca - ma ukazać się w najbliższym czasie. *

d3z8wv5
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3z8wv5