Krytycy obwołali Muzeum porzuconych sekretów najważniejszą ukraińską powieścią ostatniego dwudziestolecia. Ta ponad siedmiusetstronicowa epopeja opisuje losy trzech pokoleń rodziny ukraińskiej dziennikarki Daryny Hoszczynskiej i jej ukochanego, Adriana Watamaniuka. To zarazem niezwykle szczera rozprawa z głęboko skrywanymi i wciąż nie zabliźnionymi narodowymi ranami.
Gwałtowne przemiany polityczne, wzajemne okrucieństwo Polaków, Sowietów i Ukraińców silnie wpłynęły na pamięć zbiorową. Z pomocą Zabużko, każdy Ukrainiec ma za zadanie osobiście i subiektywnie zmierzyć się z tą niełatwą spuścizną. Pisarce udał się bowiem niezwykle istotny zabieg: historia całego narodu została ukazana bardzo indywidualnie, przez konkretne postaci i do końca pozostaje odporna na wszelkie znamiona tendencyjności. Więcej: kolejne jej wersje współtworzą czytelnicy, bo Zabużko bardzo zręcznie przechodzi w ukryty dialog z odbiorcą powieści, którego mianuje równoprawnym członkiem dyskusji.
To nie jest powieść na jeden wieczór. Błędne są wszelkie porównania do Przeminęło z wiatrem i innych romansów z historią w tle. Tę powieść należy czytać powoli. Odkładać na półkę. Przetrawić, przemyśleć, w przerwie przeczytać inną książkę. A potem wrócić. Tak zresztą Muzeum… powstawało. Zabużko ślęczała nad stertami akt w ukraińskich archiwach przez siedem lat, a w tym czasie zdążyła wydać inne powieści. Bohaterowie Muzeum… także dają nam od siebie odpocząć. Losy rodzin poznajemy na przemian wsłuchując się w wewnętrzne monologi Daryny i projekcje Adriana. Historię tworzą także dynamiczne wspomnienia ich bliskich. Nie zawsze łatwe w odbiorze, dające do myślenia, trudne w jednoznacznej ocenie.
W sercu historii za każdym razem odnajdujemy kobietę. To już stały zabieg w powieściach Zabużko. Tym razem kobieta jest ofiarą nieprzyjaznej rzeczywistości tworzonej w dużej mierze przez zachłanność i okrucieństwo mężczyzn. Z drugiej strony ta sama kobieta ustawia mężczyznę w pozycji centrycznej. Tylko w jego obecności potrafi kochać, tylko pod jego nieobecność usycha z tęsknoty. Należy tutaj pochwalić piękne sceny miłosne, niebanalne opisy seksu i bardzo naturalne emocje płynące z kobiecych i męskich pragnień.
Bohaterowie zostali potraktowani przez Zabużko*indywidualnie. Mamy tu do czynienia z precyzyjnym kreśleniem wiarygodnych postaci. Autorka nie oparła się bowiem jedynie na suchych faktach. Przez kilka lat słuchała osobistych historii osób wywodzących się z różnych środowisk. Może dlatego z bohaterami nie zaprzyjaźniamy się, ot tak, po prostu. Powiedzenie, iż polubiliśmy tutaj kogokolwiek, byłoby zbyt trywialne. *Wystarczy przyznać, iż każdemu z osobna wierzymy, doceniamy jego autentyczność. Oceniamy więc, mając świadomość, że otrzymaliśmy pozwolenie na pomyłkę w tejże ocenie.
W polskim wydaniu na pewno nie powiodłoby się to wszystko bez wspaniałego tłumaczenia Katarzyny Kotyńskiej. Tłumaczka doskonale poradziła sobie nie tylko z pułapkami językowymi, lecz przede wszystkim ze społecznymi niuansami naszych wschodnich sąsiadów. Jest to przykładowy przypadek potwierdzający tezę, iż tłumaczony tekst ma dwóch autorów. Kotyńska nie tworzy żadnych barier, bez przeszkód możemy więc cieszyć się naprawdę pięknym i bogatym językiem powieści.
Na koniec trzeba wspomnieć, iż już od paru lat krytycy i dziennikarze coraz śmielej wymieniają Zabużko w gronie kandydatów w wyścigu po literackiego Nobla. Jeśli ktokolwiek jeszcze powątpiewa w szanse ukraińskiej pisarki – polecam Muzeum...