Początki Tyrmanda w PRL-u wyglądały całkiem zachęcająco - miał pracę, pozycję towarzyską... Jak przebiegał proces przesuwania się Tyrmanda na pozycje kontestatora systemu?
Po wojnie łudzono się, że jakoś to będzie - wojna się skończyła, chciano żyć. Potem przyszedł socrealizm, Bierut. Z "Expressu Wieczornego" i Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich wywalono go za to, że jako jedyny gość w loży dziennikarskiej ostentacyjnie klaskał podczas zawodów sportowych na część Stanisława Mikołajczyka. Cała reszta stadionu milczała. Z "Przekroju" wyleciał za relację z bokserskiego meczu Polska-ZSRR. Sędzia wyraźnie faworyzował drużynę gości, na co publiczność zareagowała rzucaniem butelkami. A Tyrmand napisał, że kibice zachowali się wzorowo, właśnie tak, jak powinni.
Tyrmand systematycznie spychany był pod ścianę. Wykorzystał odwilż, napisał "Złego" i "U brzegów jazzu", zorganizował festiwale jazzowe. Ale był dla władz niewygodny, więc zaczęto go ośmieszać i deprecjonować. Robiono z niego faceta od panienek i kolorowych skarpetek. Dzisiejszy mit Tyrmanda jest tego pokłosiem.