Trwa ładowanie...
recenzja
12-11-2010 11:00

Uciec, ale dokąd?

Uciec, ale dokąd?Źródło: Inne
dfeg5uu
dfeg5uu

Jean-Claude Van Damme nieczęsto gości na łamach serwisu książkowego Wirtualnej Polski. Kto wie, być może to jego debiutancki występ w tym miejscu. Wreszcie nadarzyła się okazja, by przypomnieć czytelnikom o moim nieodżałowanym idolu z lat dziecięcych, więc oczywiście z takiej możliwości korzystam. Pytanie brzmi: co ma Van Damme do Długiego wrześniowego weekendu Joyce Maynard, a więc – wydawać by się mogło – uroczej i niewinnej książeczki ze szkaradną, choć optymistyczną okładką (kwiatki w słoiku i brzoskwinia koegzystujące ze sobą na parapecie)? Odpowiedź znajduje się już w tytule niniejszej recenzji, który to tytuł wiernych fanów belgijskiego gwiazdora kina akcji odsyła natychmiast do słynnego * Uciec, ale dokąd?* w reżyserii Roberta Harmona.

Wszystkim tym, którzy będąc dziećmi nie trzymali kciuków za * Kickboxera* i nie płakali na Lwim sercu należy się oczywiście krótkie streszczenie fabuły. Grany przez Van Damme’a Sam Gillen ucieka z więzienia, ale – jak nietrudno się domyślać – nie może w pełni korzystać z odzyskanej wolności. Schronienie znajduje na odludnej farmie należącej do Clydie, atrakcyjnej wdowy samotnie wychowującej dwoje dzieci. Uciekinier początkowo nie budzi ich zaufania, ale ani się obejrzymy, a Sam już romansuje z Clydie i zaprzyjaźnia się z jej dziećmi. Ponętna farmerka odżywa, znów zaczyna się uśmiechać i wierzyć w szczęście. Idylla jednak nie może trwać wiecznie, więc umięśniony Van Damme będzie się musiał sporo nagimnastykować zanim dobrniemy do wzruszającego
happy endu.

Jeśli tylko z powyższego opisu usuniemy walecznego Van Damme’a rozprawiającego się ze zbirami, a dwoje dzieci zastąpimy trzynastoletnim Henrym, otrzymamy prawie że doskonałe streszczenie Długiego wrześniowego weekendu Maynard. Narrator całej historii, przeżywający właśnie męki bolesnego dojrzewania Henry, żyje z mamą, Adele, w domu położonym na końcu miasteczka, z dala od innych mieszkańców. Wszystko wskazywało na to, że Adele zostanie słynną tancerką, jednak dramatyczne przeżycia (aborcja, chęć urodzenia drugiego dziecka, kolejne poronienia) wpędziły ją w trwającą od lat depresję. Prawie nie wychodzi z domu, nie spotyka się z ludźmi, nie ma przyjaciół, nie gotuje obiadów (pomijając mrożonki i zupy Campbella trzymające przy życiu jej syna) i ma tylko jedno marzenie – „by dano jej święty spokój”. Spokój zostaje zakłócony wraz z przybyciem powieściowego odpowiednika Van Damme’a – przystojnemu i umięśnionemu Frankowi udało się zbiec z więziennego szpitala, gdzie dzień wcześniej zoperowano mu wyrostek robaczkowy.

Adele szybko zapomina o swojej depresji, apatii i neurozach. Henry zyskuje prawdziwego ojca, który nie tylko nauczy go gry w baseball, ale przede wszystkim wiary w samego siebie i sztuki okazywania uczuć. Dojrzewający chłopak będzie miał jednak pewien problem z romansem mamy i Franka. Od tej pory każdej noc musi wysłuchiwać namiętnych jęków, westchnień i wykrzyknień dobiegających zza cienkiej ściany jego pokoju, co z jednej strony nie wpływa pozytywnie na jego dobry sen, a z drugiej – na wyobrażenia związane z seksem: „[…] słyszałem odgłosy, jakich można spodziewać się w gnieździe, w którym siedzą młode zwierzęta. Ptaki lub kocięta. I ciche, powolne i radosne mruczenie, jakby pies leżał przy kominku i delektował się kością, zlizywał z niej ostatnie kęsy mięsa”. Czy innej nocy: „Uderzenie wezgłowia o ścianę. Jej krzyk. On mruczący niczym pies, który marzy o dorodnej kości i wyobraża sobie, że wysysa z niej szpik”. Ot, erotyczny naturalizm w postaci czystej. A raczej: nagiej.

dfeg5uu

Jakby tego było mało, Frank okazuje się ideałem we wszystkich możliwych aspektach. Najwyraźniej wychowanie na farmie, wojna w Wietnamie i długie lata spędzone w więzieniu sprawiły, że obecnie może i jest poszukiwanym zbiegiem, ale przy okazji także doskonałym psychoterapeutą, pedagogiem, kucharzem, sportowcem (mimo niedawnej operacji! mimo kontuzji, której nabawił się w czasie ucieczki!), hydraulikiem, elektrykiem, mechanikiem samochodowym, ojcem, mężem i kochankiem. Ideał. Żyć, nie umierać. Żyć, więc uciekać. Pętla się zaciska, poszukiwania zbiega nabierają rozpędu, nad domem przelatują helikoptery, a media wciąż powtarzają swoje szczegółowe komunikaty. Co dalej? Uciec, ale dokąd? Czy Frank wróci do więzienia? Czy Henry poradzi sobie ze swoim kompleksem Edypa? Czy szczęście Adele będzie trwało dalej?

Oczywiście, nie mogę zdradzić odpowiedzi na te wszystkie pytania, ale zainteresowanych odsyłam do zajmującego czytadła Joyce Maynard.Zdaję sobie sprawę, że powyższe streszczenie powieściowych losów Henry’ego, Adele i Franka brzmi cokolwiek złośliwie, a nawet szyderczo, ale nie zmienia to faktu, iż Długi wrześniowy weekend czyta się szybko i naprawdę przyjemnie. To nic, że cała historia jest co najmniej nieprawdopodobna, że księciem z bajki okazuje się odsiadujący wyrok morderca (nota bene, całkiem niezły pomysł!) oraz że poszczególne rozwiązania fabularne wydają się dość sztampowe i przewidywalne. Maynard, dawna partnerka J.D. Salingera (!) i reporterka „New York Timesa”, pisze sprawnie, umiejętnie podrabia monolog trzynastolatka i nie ukrywa, że mamy do czynienia z literaturą popularną, a mimo tego nie obawia się tematów trudnych i bolesnych, co również zapisuję autorce na plus.

Pro forma dodam jeszcze, że czekam na ekranizację Długiego wrześniowego weekendu. Zmieniłbym oczywiście tytuł („Uciec, ale dokąd? 2”), a rolę Franka powierzyłbym – jakżeby inaczej – Jean-Claude Van Damme’owi .

dfeg5uu
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dfeg5uu