Dziadkowi Mrozowi mówimy "bye, bye"
Zmiany było widać wszędzie - na ulicy, straganie, w sklepie, nawet w języku.
Wcześniej znaliśmy co najwyżej obcobrzmiące „spasiba” i „skolko eto”, aż tu nagle zalała nas fala „bossów”, „menów”, „fullów”. Nagle, po czerwcu 1989 roku, shop postanowił „wyprzedzić” sklep.Shopy zaczęły więc pojawiać się nie tylko w odwiedzanej przez zagranicznych turystów Warszawie, ale także przy bocznej uliczce w Mławie czy na przedmieściach Pruszkowa.
Szyld w obcym języku stał się synonimem nowoczesności. To nic, że niektórzy ich nie rozumieli. A słowo leasing kojarzyli z czymś, co ma związek z seksem, bo już wcześniej obiło im się o uszy słowo „dupcing”. Chcieliśmy wreszcie być obywatelami lepszego świata – *świata, w którym wszystko jest „cool”, „spoko” i „full wypas”. *
W nowych czasach chcieliśmy szybciej żyć. Musieliśmy się więc nauczyć nie tracić czasu na głupstwa i szybciej artykułować myśli. Po co mówić „nie denerwuję się”, skoro można „spoko” albo „wszystko dobrze”, jeśli wystarczy „jest ok”? Przecież czas to pieniądz...