"Trolle z Troy. Tom 1": Czystki etniczne [RECENZJA]
Dzięki "Trollom z Troy" nie tylko po raz kolejny możemy się zanurzyć w fascynującym świecie stworzonym przez Christophe’a Arlestona, ale możemy się też emocjonować przygodami zupełnie nowych bohaterów. I – jak zwykle w przypadku komiksów tego autora – dobra zabawa jest gwarantowana.
Akcja „Trollów z Troy” rozgrywa się mniej więcej dwieście lat przez narodzinami Lanfeusta, którego czytelnicy świetnie znają z innych cykli dziejących się w tym świecie. Nic więc dziwnego, że nie spotykamy tutaj ani tego herosa, ani wiernie towarzyszącego mu w większości przygód trolla Hebiusa. Natomiast to pobratymcy (a może raczej przodkowie) tego ostatniego odgrywają główną rolę w przedstawionych w komiksie wydarzeniach (czego zresztą można łatwo się domyślić z tytułu serii). Inną sprawą jest, że także to stwierdzenie nie do końca jest prawdziwe. Owszem, będący kluczową postacią w tej opowieści Tetram to najprawdziwszy troll z krwi i kości, ale już jego przybrana córka Waha jest człowiekiem! A do tych dwojga w trakcie ich przygód dołącza jeszcze Profi, będący z kolei w połowie trollem, a w połowie człowiekiem…
Obejrzyj zwiastun filmu "Zenek":
Źródłem problemów zarówno trojga głównych bohaterów, jak i wszystkich trolli są zaś decyzje, jakie zapadają w Eckmul. Otóż bezwzględny pogromca trolli Haplin na polecenie czcigodnego mędrca Risto Furiatu formuje oddział nazywany potem Drużyną Zagłady Trolli. Werbuje on do niej śmiałków, którzy posiadają takie dary magiczne, które mogą być pożyteczne w trakcie tej kampanii. Wprawdzie bowiem każdy człowiek na Troy ma jakiś dar, ale tylko niektórzy usypiają raptem paroma słowami albo potrafią sprawić, aby znikały muchy (których towarzystwo uwielbiają trolle). Wkrótce możemy obserwować, jak Haplin i jego ludzie niezwykle sprawnie zabijają mnóstwo zupełnie zaskoczonych atakiem trolli – to po prostu pogrom! Z kolei te włochate stwory, które uchodzą z życiem, w większości czeka niewiele lepszy los, gdyż zostają zaczarowane i od tej pory mają posłusznie wykonywać najcięższe prace.
Wolność udaje się zachować właśnie trójce głównych bohaterów i to oni postanawiają oswobodzić wszystkie trolle spod działania zaklęcia. W tym celu jednak będą musieli udać się najpierw w samą paszczę lwa – czyli do Eckmulu, aby zdobyć kosmyk włosów tego, który rzucił czar (pewnym utrudnieniem będzie zaś to, że mędrzec ten był zupełnie łysy!). A to dopiero początek wyzwań, którym muszą sprostać Tetram, Waha i Profi, gdyż do złamania zaklęcia potrzebny będzie też pierwotny ogień, który rozpala serce wulkanu Salastona wyspie na Oceanie Darshańkim. Oznacza to zaś konieczność wyprawy na drugą stronę świata, a będzie to oczywiście podróż pełna niebezpieczeństw i obfitująca w niezwykłe przygody.
W „Trollach z Troy” możemy więc liczyć na cały ciąg toczących się w błyskawicznym tempie wydarzeń i zupełnie nieprzewidywalne zwroty akcji, a wszystko to jest jeszcze doprawione sporą dawką pierwszorzędnego humoru. Niczego też nie można zarzucić pracy Jeana-Louisa Mouriera, który tworzy tutaj kadry utrzymane w podobnej estetyce, jak znana z innych serii rozgrywających się w tym świecie (choć trzeba przyznać, że tym razem jest znacznie mniej okazji do podziwiania na rysunkach kobiecych wdzięków). Wszystko to sprawia, że lektura tego komiksu jest prawdziwą przyjemnością.