Są takie książki, niby całkiem niepozorne, ot, niecałe trzysta stron sporą czcionką, a męczyć się z nimi trzeba ponad dwa tygodnie. Awantura na moście. Komedyja wieków minionych do nich się zalicza. Miała być satyra na wieki średnie, z postmodernistycznymi ambicjami dyskretnego nawiązywania do współczesności. Nie wiem, jak innym, ale mnie hasło: „komedia” kojarzy się z czymś zabawnym. Lekkim, niezobowiązującym, skłaniającym do śmiechu, a czasem, jeśli trafi się egzemplarz ambitniejszy, także do refleksji. Co nam oferuje debiutancka powieść Marcina Hybela?
Perypetie kilkorga mieszkańców Nogradu, średniowiecznego grodu, w którym było „tak błogo, że niektórych aż krew zalewała” (szybko można zrozumieć, dlaczego... ). Śledzimy losy dwojga zakochanych: Aliwii, córki kupca Lemosza, i Alforda, syna kasztelana Garmisza. Dobrali się jak w korcu maku, bo oboje nieco przytępawi, choć Alford ma niekwestionowaną przewagę w tej konkurencji nad wybranką swego serca. Znaczącą rolę odrywa też bogobój (kapłan Peruna) Kumar, który, by przyciągnąć wiernych do świątyni, zaczął im rozdawać płacidła. Po pierwszym kazaniu (tu: bogobojnych morałach) ogołocił klasztorny skarbiec do cna, a przyrzekł na następnym rozdać więcej. Musi więc skądś wziąć płacidła... Oprócz tego występuje dwójka emerytowanych rzezimieszków, Melmir - czarodziej i Lentak (złodziej), którzy postanawiają przypomnieć sobie dni zawodowej świetności i okraść dom kupca pod jego nieobecność (wygrał karczemną zdrapkę i pojechał na turnus nad morze)
. Jest i reaktywowana po kilkuletniej przerwie szajka bandytów, pod
wodzą niejakiego Rotupala. Słowem, bohaterów nie brakuje (nawet nie wymieniłam wszystkich). Struktura intrygi, a raczej to, co nią być powinno, bo jest tak niespójne, że na miano struktury nie zasługuje, sugeruje, że autor mierzył w komedię pomyłek. Choć wątki splatają się, po długich i ciężkich cierpieniach czytelnika, w finale, i nawet w okolicach tytułowego mostu, to nie ulega wątpliwości, że chybił - z wielu powodów.
Pierwszym i podstawowym jest brak jakiejkolwiek zabawnej sceny czy dialogu w obrębie całego utworu. I tu naprawdę nie chodzi o to, że mam wyrafinowane poczucie humoru i nie bawi mnie pewien typ żartów. Każdy zapewne słyszał o „ciężkim dowcipie”. Humor w Awanturze należałoby zaklasyfikować jako superciężki, o ile, dla dobra dyskusji, przyjmiemy, że w ogóle coś takiego się na jej kartach pojawia.
Kilka przykładów, na chybił trafił wybranych z tekstu, by choćby spróbować zobrazować, co mam na myśli: Alford, odwiązując od nogi gołębia liścik od Aliwii, w pośpiechu urywa ptakowi kończynę; jąkale, by skłonić go do mówienia, wpuszcza się do ust pszczołę (po poprzednim ciężkim pobiciu go, które nie przyniosło oczekiwanych rezultatów); czarodziejowi, w wyniku błędnego rzucenia zaklęcia, wyrastają piersi; bandyci, czekając w zasadzce, zaczynają mordować się nawzajem, i w efekcie dziesiątkują własne szeregi; jeden z rozbójników podkochuje się w herszcie bandy, który cierpi na organiczny wstęt do wody, skutkiem czego wiecznie go świerzbi w kroku i gdzie indziej; ekolodzy to w tym uniwersum dziady borowe; kasztelanowi z powodu przyrostu tuszy strzela w dramatycznym momencie guma w starych wizytowych spodniach, które spadają mu z rzyci, i haftka w kaftanie. No, po prostu boki zrywać.
Do tego dodajmy takie stylistyczne arcydzieła, jak:
W wieku trzydziestu lat u jego stóp leżał cały północny kontynent.(s.152)
Krawos miał mnóstwo czasu na przemyślenia. Z każdym mijanym rokiem wspominał wojny, mordy i grabieże, których się dopuścił. (s.155)
Mimo wszystko jego świadomość trwała w nieruchomym szkielecie i nie było dnia, by nie raniła go wspomnieniami grzechów, których się dopuścił (też s. 155).
Obcując z samym sobą w ciszy i przejmującej ciemności, już dawno zrozumiał, jak podłym i złym był człowiekiem. (feralna strona 155).
Dalej odechciało mi się notować, co nie znaczy, że nie było czego.Jeśli po powyższym ktoś ma jeszcze jakieś wątpliwości, co do tego, czy aby przypadkiem Awantura na moście nie jest jednak udaną komedią, może sam się przekonać. Ze swej strony jednak lojalnie uprzedzam: to nie komedia, ale tragedia. Niewątpliwie jednak wciąż dramat, zwłaszcza dla niewinnego czytelnika szukającego rozrywki.