Trwa ładowanie...
recenzja
21-01-2013 23:50

To się zdarzyło na Wiślnej

To się zdarzyło na WiślnejŹródło: Inne
d17vgqo
d17vgqo

Witold Bereś i Krzysztof Burnetko to dziennikarski tandem, który wyspecjalizował się w prezentowaniu ciekawych postaci (* Duchowny niepokorny: rozmowy z księdzem Stanisławem Musiałem, Marek Edelman: Bóg śpi** , **Kapuściński: nie ogarniam świata** i in.) i zjawisk społecznych („Wszystko o Ewie” [wspólnie z Anną Mateją], **Nasza historia: 20 lat RP.pl* ). Teraz dołączyła do nich Joanna Podsadecka, by wspomóc ich w dziele utrwalenia na papierze historii jednego z największych fenomenów polskiego dziennikarstwa – „Tygodnika Powszechnego”, przez ponad 50 lat kierowanego przez tego samego redaktora naczelnego, Jerzego Turowicza.

„Tygodnik Powszechny” był i nadal pozostaje zjawiskiem nader szczególnym. Organem inteligencji katolickiej, wydawanym przy poparciu i współpracy hierarchii kościelnej, ale nie broniącym dostępu na swe łamy osobom innych wyznań ani wolnomyślicielom. Czasopismem systematycznie narażającym się peerelowskim władzom, lecz za wyjątkiem szczytowego okresu gomułkowszczyzny jakoś przez nie tolerowanym, za to po zmianie ustroju niejeden raz odsądzanym od czci i wiary przez publicystów związanych z … innymi mediami katolickimi (vide np. J.R. Nowak , „Obłudnik powszechny”). Periodykiem, którego przez kilkadziesiąt lat prawie nigdy nie dało się kupić w kioskach, a który pomimo tego był czytany przez większy odsetek Polaków, niż wyeksponowane w tychże kioskach rozmaite „Walki Młodych” czy „Nowe Drogi”.* No i nade wszystko ostoją pięknej, bogatej polszczyzny, nieskażonej ani socjalistyczną nowomową, ani niechlujnym żargonem „nowoczesnych”
mediów.
*

Opowieść o narodzinach i dojrzewaniu „Tygodnika”, o jego charyzmatycznym naczelnym i dziesiątkach innych ludzi, którzy wraz z nim tworzyli oblicze tego czasopisma, a zarazem i o epoce, w której wydawanie prasy katolickiej stanowiło wyzwanie większe niż kiedykolwiek, udała się autorom doskonale. Niełatwo w sążnistej publikacji o charakterze dokumentalnym, pełnej dat i nazwisk, tak skonstruować narrację, by odbiorca nie poczuł się zmęczony czy znudzony; tymczasem Krąg Turowicza, zwłaszcza w partiach dotyczących czasów nieco odleglejszych – do końca lat 80 włącznie – czyta się niemal jak powieść, dopiero fragment opowiadający o pierwszych wolnych wyborach i wydarzeniach krótko po nich następujących wydał mi się troszkę cięższy i mniej dynamiczny (nie do tego jednak stopnia, by zepsuć przyjemność doznaną podczas wcześniejszych etapów lektury). W historii tej śmieszą i oburzają zarazem fragmenty opisujące absurdalne ingerencje cenzury w publikowane teksty, podziw budzą sposoby, jakich chwytali się redaktorzy,
by się przed takowymi incydentami ustrzec, imponuje rozległość horyzontów i otwartość spojrzenia praktycznie wszystkich autorów piszących dla „Tygodnika”, a urzeka przedstawienie wzajemnej emocjonalnej bliskości zespołu redakcyjnego – w czym z pewnością spora zasługa naczelnego, roztaczającego wokół siebie klimat sprzyjający nawiązywaniu przyjaźni lub przynajmniej okazywaniu tolerancji. Sentymentalną wartość tej niepospolitej biografii docenią zapewne wierni fani pisma redaktora Turowicza , a dokumentalną także i ci, którzy znają je tylko pobieżnie lub wcale, zaś po książkę sięgną z racji zainteresowań historią polskiej prasy czy dziejami opozycji w PRL. Nieocenione znaczenie dla czytelnika, który z racji swego wieku nie towarzyszył „Tygodnikowi” od zarania, mają obszerne cytaty z artykułów publikowanych na przestrzeni lat, zwłaszcza w czasach, gdy nie było jeszcze mowy o elektronicznej archiwizacji.

Do pełni zachwytu brakuje właściwie tylko odnośników do bibliografii poza-Tygodnikowej - której wykaz, notabene, zajmuje pięć i pół strony niewielką czcionką i oprócz pozycji dość powszechnie znanych zawiera sporo tytułów budzących chęć natychmiastowego udania się po nie do biblioteki - oraz nieco staranniejszej korekty (bo ta puściła trochę irytujących literówek: „wiązy” zamiast „związany” [286], „zamieszał” zamiast „zamieszczał”[363], a oprócz tego przekręcone imiona/ nazwiska znanych postaci - 2 razy „Marylin” [221], raz „Beaudelaire’a” [310]).

Ale i tak satysfakcja z lektury jest ogromna.

d17vgqo
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d17vgqo

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj