To Kościół wypycha wiernych ze swoich szeregów. Każde pytanie zagłuszają organy
Chcą, żeby papieżem została lesbijka albo ofiara kościelnej pedofilii, są wściekli, że Kościół zabił w nich wiarę — w Krakowie powstał spektakl pytający o rolę religii we współczesnym świecie.
W krakowskim Teatrze Ludowym w piątek 14 stycznia miał premierę spektakl "Obraz/y uczuć" w reżyserii Krzysztofa Popiołka, oparty na pomyśle dramaturgicznym znanej pisarki i dramaturżki Weroniki Murek. Można go odczytywać jako głośny głos protestu młodych ludzi wobec tego, co się dziś dzieje w polskim Kościele.
Coraz bardziej natarczywe piosenki
To opowieść czterech osób: aktorki i trzech aktorów, o ich doświadczeniu z religią i Kościołem. Ma formę osobistych zwierzeń, prezentacji własnych, prawdziwych albo napisanych na potrzeby przedstawienia wspomnień i przeżyć. Zaczyna się od wspomnień z dzieciństwa — każdy mówi o tym, jak ważna była wtedy dla niego religia, chodzenie do Kościoła, kultywowanie katolickich zwyczajów i tradycji. Ale z czasem pogodny obraz, podkręcany wspólnym śpiewaniem radosnych oazowych piosenek, zaczyna się chmurzyć. Każdy zaczyna opowiadać o tym, jak dorosłe doświadczenia z Kościołem zaczęły go od niego odsuwać. A piosenki, wcześniej wesołe i zachęcające do wspólnego śpiewania, stają się coraz bardziej natarczywe i nieprzyjemne.
Księża nieodpowiadający na trudne pytania i obnoszący się bogactwem, mroczny cień afer pedofilskich, coraz wyraźniej widoczne dla bohaterów i bohaterek spektaklu wykluczanie w Kościele kobiet czy osób LGBT, napędzanie nienawiści wobec dyskryminowanych grup, a ostatnio wobec uchodźców — ze sceny pada mocne pytanie: ilu księży było na granicy? To wszystko skłania do coraz większego dystansu do tej instytucji. Widać to bardzo wyraźnie w mocno wybrzmiewającej scenie, w której każda z osób próbuje poruszyć któryś z problemów współczesnego polskiego Kościoła, ale każde pytanie zostaje bardzo skutecznie zagłuszone przez głośną muzykę organową Bartosza Dziadosza.
Lesbijka na papieża
Bohaterka i bohaterowie spektaklu zaczynają więc coraz bardziej odsuwać się od Kościoła i krytykować jego poczynania. Pokazują jednocześnie, że to nie oni chcą odchodzić, ale to Kościół wypycha ich swoimi działaniami ze swoich szeregów. Tak, jak wypycha każdego, kto nie pasuje do propagowanego przez tę instytucję wzorca.
Przełomową sceną jest wspólne czytanie aktu apostazji, w którym bohaterka i bohaterowie spektaklu zarzucają Kościołowi dyskryminację, hipokryzję, dzielenie ludzi. Najgłośniejszy jest tu głos jedynej w obsadzie kobiety, która bardzo mocno zwraca uwagę na nierówne traktowanie jej płci w Kościele. Mowa jest o fragmentach Biblii, w których chwali się dyskryminacyjne poczynania biblijnych bohaterów wobec kobiet, o niedopuszczaniu kobiecego głosu w debatach na ważne tematy, a także o kreowaniu wzorca podporządkowania i służebności wobec mężczyzn.
Na koniec ze sceny pada bardzo przewrotna i radykalna deklaracja. Aktorzy postulują, żeby na czele Kościoła stanął ktoś, kto zna z własnego doświadczenia sytuacje bycia ofiarą systemowej i indywidualnej przemocy. Mówią o tym, że papieżem powinna zostać lesbijka, osoba z niepełnosprawnością, ofiara molestowania w dzieciństwie. Długa jest litania postulatów, iście obrazoburczych z punktu widzenia oficjalnego stanowiska polskiego Kościoła. To zresztą parafraza słynnego wiersza amerykańskiej poetki i aktywistki Zoe Leonard z 1992 roku, w którym proponowała, żeby o fotel prezydencki ubiegał się ktoś spoza establishmentu.
O Kościele w teatrze
Spektakl "Obraz/y uczuć" powstał w ramach projektu Laboratorium Nowych Epifanii, prowadzonym przez Centrum Myśli Jana Pawła II. Jego zalążkiem były warsztaty, które miały miejsce latem na Mazurach. Wiosną spektakl ma być pokazywany także w Warszawie.
Przedstawienie wpisuje się w kontekst krytycznych wobec Kościoła dzieł, które pojawiły się ostatnio w polskim teatrze. Zaledwie kilkanaście tygodni temu, także w Krakowie, wybuchł skandal wokół "Dziadów" z Teatru im. Juliusza Słowackiego, gdzie jest m.in. scena, w której ksiądz tapla się w złocie i molestuje nieletnią. Tamtejsza kuratorka Barbara Nowak wystawiła przedstawieniu bardzo krytyczną ocenę, mimo że go nie oglądała, rekomendowała szkołom, żeby nie zabierały na nie uczniów i uczennic. A Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego cofnęło tegoroczną dotację dla tej sceny.
Tydzień temu natomiast w warszawskim Teatrze Powszechnym premierę miał spektakl "Radio Mariia", opowiadający wyimaginowaną historię z przyszłości, w której w Polsce zlikwidowany został Kościół katolicki. W jednej ze scen aktorka wyrzuca na śmietnik cały zestaw dewocjonaliów: portrety papieża, święte obrazki, a nawet figurę Chrystusa naturalnej wielkości.