Obóz wzorcowy
Przewiezienie do Vught, zgodnie ze swym niezłomnym charakterem, Rosie potraktowała jak przygodę. Ale Vught, mimo że pozornie było modelowym obozem, bardzo różniło się od poprzedniego miejsca. Więźniarki spierały się ze sobą, dochodziło do rękoczynów, atmosfera była napięta - trudno się dziwić. Kierownictwo obozu rozdzieliło wielu rodziców z ich dziećmi: dzieci szybciej przenoszą choroby, a w modelowym obozie nie ma na choroby miejsca.
"Widziałam, jak odchodzą, matki z niemowlętami na rękach, małe brzdące i starsze dzieci niosące na plecach worki zrobione ze starych ręczników. Było ich kilka tysięcy. Wszyscy tu byli zdruzgotani, ojcowie stali we łzach; atmosferę można było kroić nożem. Co to za szaleństwo?" - wspomina Rosie.
Mimo to znów los okazał się bardziej łaskawy: wprawdzie zajmowała się lutowaniem przewodów w zakładach Philipsa, ale także... pracowała jako modelka. Zakład produkował też odzież, a przecież trzeba było na kimś zaprezentować prototyp. Kiedy jednak w obozie pojawiła się plotka o wywózkach na wschód, Rosie podjęła próbę ucieczki. Złapano ją, a tydzień później, w dniu swoich urodzin mijała rodzinne Nijmegen, w drodze "do starej wioski u stóp Beskidów, wsi o nazwie Auschwitz".