Plaża w Stegnie
Byliśmy otoczeni. Z prawej, lewej, z tyłu i przodu napierały nanas ciała. A przecież sami tu przyszliśmy. Młodsze były w siódmymniebie.
To one chciały nad morze, cały dzień nad morzem. Miejscowośćnasunęła się sama. Stegna.
– Dlaczego akurat Stegna? – zdziwiła się Monika.
Hmmm, dlaczego Stegna? Całe moje wakacje w dawnych czasachto była Stegna. Wyjazd do domków kempingowych, które wydawałysię uosobieniem luksusu wczasów pracowniczych. Stegna –miejscowość na końcu świata, bo jechało się do niej całą noc nasząsyrenką 104 wyładowaną po dach sprzętem plażowym. To tutaj obejrzałemmundial w 1974 roku. Zapamiętałem, jak dokopaliśmy Haiti7 : 0. Pamiętam rozwianą grzywę Andrzeja Szarmacha, który strzeliłwtedy dwa gole.
– Ale przede wszystkim pamiętam salę telewizyjną – mówiłemMonice. – Na centralnym miejscu stał telewizor, a przed nim ze trzydzieścifoteli. O te fotele trwała walka podjazdowa, trzeba je było zająćznacznie wcześniej. Mecze były wieczorem, ale fotele były pozajmowanejuż przed południem. (...)
Na plaży jak okiem sięgnąć siedzieli, stali i leżeli ludzie. Zajmowalikażdy skrawek piasku. Ruszyliśmy przed siebie, mijając tłumy,pchani przez tych, którzy wyszli za nami i desperacko szukali najmniejszejprzerwy między ciałami.
Rozłożyliśmy koc między dwoma innymi kocami. Dziesięć centymetrówod siebie miałem dwóch napalonych nastolatków, a Monikatuż obok łokcia obszerną starszą damę. (...)