Dorastanie na pograniczu
Karpowicz twierdzi, że pisząc swoje kolejne książki nigdy nie kalkulował i nie sporządzał sobie katalogu modnych problemów do poruszenia w powieści: "Myślę, że w literaturze nie ma już tematów tabu, ale można dać głos tym, którzy go do tej pory nie mieli, nie przebili się ze swoją opowieścią do głównego nurtu narracji. To przypadek Białorusinów".
Sam Karpowicz wychował się na pograniczu, na Podlasiu, ale dzisiaj już nie mówi po białorusku: "Wstydzę się, robię błędy. Do zerówki trasianka była moim językiem miłości międzypokoleniowej. Gwarą rozmawialiśmy z dziadkami, a z rodzicami po polsku. Chcieli mi ułatwić edukację w dominujących w szkołach grupach polskojęzycznych.
Po wojnie państwo polskie prowadziło wobec prawosławnych mieszkańców Białegostoku i okolic bardzo konsekwentną politykę wynaradawiania, co dziś byśmy nazwali elegancko akulturacją. Zdarzało się, że w urzędzie w Gródku babcia nie mogła porozumieć się po białorusku z urzędniczką, która udawała, że nie rozumie".