Trwa ładowanie...
recenzja
21-10-2010 14:21

Tajm iz many

Tajm iz manyŹródło: Inne
dp127jt
dp127jt

Na czasie można zarobić – dowodzi Tomasz Jachimek w swym literackim debiucie, nie szczędząc czytelnikowi humoru kabareciarza i kąśliwości satyryka. Handlarze czasem to dość niedorzeczna w treści, lecz równocześnie bogata w podteksty i miejscami niewybredne aluzje powieść „z przesłaniem". Autor za przedmiot satyrycznej refleksji obiera szeroko pojętą współczesność, ukazaną karykaturalnie – przez pryzmat paradoksalnych zjawisk i kuriozalnych bohaterów. Panoramiczną wizję życia we współczesnym świecie deformuje konsekwentnie i z upodobaniem, bazując na absurdalno-komicznym motywie głównym. W ramach preludium do puenty ogólnej otrzymujemy historię o Wielkim Wynalazcy, jego wszechmocnej maszynie i dwóch kluczowych dla współczesnego człowieka wartościach. Wynalazcą czyni Jachimek kalekiego entuzjastę rodzinnych quizów – wuja Franciszka. Maszyną okazuje się być trumnopodobna skrzynia, w której można sprzedać bądź nabyć dodatkowe godziny. Wspomniane wartości nietrudno więc odgadnąć – to czas i pieniądz.
Niekoniecznie w tej kolejności.

Rzuca się w oczy „skeczowa" forma książki, której kolejne rozdziały – zwłaszcza te, które zawierają jednostkowe historie konkretnych bohaterów – bez trudu można by przenieść na scenę w postaci gagu. Osobowość autora-kabareciarza jest widoczna w toku narracji i niewątpliwie uwypukla żartobliwy charakter fabuły. Bez zbędnego eufemizowania: Jachimek kpi ze wszystkiego i wszystkich, torpedując odbiorcę typowymi w tym wypadku środkami: absurdem, przejaskrawieniem, niedorzecznością. Obrywa się zatem chciwcom, karierowiczom i kanciarzom. Takoż – „dresiarzom" i towarzyszącym im „tipsiarom". Żeby nie wspomnieć o wielkich korporacjach, wszechwładnych prezesach i ganiających za sensacją dziennikarzach. Parodystyczny przekrój przez polskie społeczeństwo stanowi barwne tło dla głównego wątku, czyli jako się rzekło – tajemnej maszyny, w której można spieniężyć czas. W książce Jachimka trochę niepokoi nierówny poziom humoru – obok rozbrajających trafnością i błyskotliwością uszczypliwości (co znamienne – często o
politycznym podtekście) pojawiają się żarty płytkie i generalnie nieśmieszne. Można jednak te drobne potknięcia autorowi wybaczyć. Całościowa lektura Handlarzy czasem niewątpliwie wprawia w dobry nastrój, a jak powszechnie wiadomo – kabaretowa publiczność (w tym wypadku: żądny dowcipu czytelnik) jest materią dość kapryśną.

Poważniejszym zarzutem, jaki można wobec powieści wysunąć, jest ewidentny brak logiki co poniektórych partii fabuły. Oczywiście kurczowe zachowanie związków przyczynowo-skutkowych nie jest cechą charakterystyczną dla utworów z założenia groteskowych. Jednak podczas lektury Handlarzy czasem nieco irytuje brak dookreślenia poszczególnych wątków. Nie dowiadujemy się, jak działa problematyczna maszyna wujka Franka, a kolejne opisy zdarzeń – wraz ze wzrostem ich nieprawdopodobności – stają się coraz bardziej umowne. Na usta ciśnie się komentarz, że trochę to wszystko za niedorzeczne i zbyt uproszczone jak na literacką powieść. Jachimek bazuje przede wszystkim na stereotypach, co jest zrozumiałe – biorąc pod uwagę satyryczno-komediowy charakter lektury. Autor nie przejawia także skłonności do para-naukowej analizy przywar i niegodziwości narodu. Handlarze czasem to raczej kłujące draśnięcie, kąśliwa powiastka o polskiej mentalności i realiach życia w społeczeństwie aspirującym do miana postępowego.
Można więc Jachimka strofować za merytoryczne niejasności, ale równie dobrze chwalić – za ironiczny dystans i potraktowanie tematu z przymrużeniem oka. Natomiast bezapelacyjne brawa należą się autorowi za sprawność w kreacji cudacznych bohaterów. Książka obfituje w komiczne kurioza, które łączą stereotypiczne cechy przypisane poszczególnym warstwom społecznym z unikalnym pierwiastkiem „specyficzności". Jachimek tworzy postaci przejaskrawione do przesady, lecz równocześnie wiarygodne i diametralnie od siebie różne. Przyzwoicie trawestuje też model typowej polskiej rodziny z klasy średniej, przystosowując go do groteskowej wymowy ogólnej powieści.

„Drobnomieszczaństwo XXI wieku", którego uosobieniem staje się samozwańczy wynalazca Franciszek czy etatowy hegemon gry w domino – babka Wiktoria, dodaje opowieści znajomego klimatu swojskości. Dodajmy: swojskości nieco absurdalnej. Jachimek zaprasza czytelnika w zwariowaną podróż po świecie zdominowanym przez permanentny brak czasu lub wymiennie – permanentny brak gotówki. Miejscami bardzo dosadna aluzyjność przekazu i jawna kpina, dostrzegalna w niemal każdym zdaniu, podkreślają rzeczywisty charakter książki. Handlarze czasem to oczywista satyra na współczesność – w demaskatorskim, miejscami skrajnie ironicznym wydaniu. Czytelnika gustującego w lekturze komediowej powieść Jachimka usatysfakcjonuje. Czytelnika oczekującego po lekturze błyskotliwej obserwacji rzeczywistości, okraszonej ciętym odautorskim komentarzem – powieść na kolana może nie powali, ale uwagę przykuje. Jachimek szydzi raz lepiej, raz gorzej – niemniej jednak z wdziękiem.

dp127jt
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dp127jt