Takie teksty reklamowe jak „Powieść w duchu Imienia róży” budzą moją nieufność, bo przecież naśladownictwo rzadko zbliża się poziomem do pierwowzoru. Prawdą jest, że w przypadku Ludzi wiatru podobieństwa łatwo wskazać - umiejscowienie akcji w średniowieczu, zbliżone relacje między parą głównych bohaterów (mistrz i uczeń) i kryminalna intryga do rozwikłania to najważniejsze z nich. Na szczęście, historia opowiedziana przez Viviane Moore jest na tyle odmienna, że nie mamy wrażenia, iż czytamy jedynie podróbkę, a chociaż porównania do utworu Umberto Eco są zdecydowanie na wyrost, to lektura pierwszego tomu cyklu Rycerze Sycylii z pewnością nie jest stratą czasu.
Punktem wyjścia fabuły jest śmierć Muriel – siostry Serlona z Pirou, która dziesięć dni wcześniej przybyła z mężem i dziećmi z wizytą do swego brata. Początkowo wszyscy uznali, że to tragiczny efekt trawiącej ją choroby, ale wkrótce nowe okoliczności wzbudziły wątpliwości co do naturalnej przyczyny zgonu. Rozwikłanie tej zagadki stało się wyzwaniem dla Hugona z Tarsu i jego wychowanka Tankreda, którzy również przebywali w tym czasie w gościnie na zamku Pirou. Zresztą o tych dwóch przybyszach też za wiele nie wiadomo ani innym postaciom powieści, ani czytelnikom, a autorka umiejętnie buduje wokół pary głównych bohaterów aurę tajemniczości, zachowując ujawnienie ich sekretów dopiero na kolejne części cyklu. Natomiast sprawa, którą Hugo i Tankred muszą wyjaśnić, jeszcze bardziej się skomplikowała, kiedy pojawiły się kolejne trupy i okazało się, że ktoś najwyraźniej czyha na życie samego Serlona...
Intryga kryminalna Ludzi wiatru jest dość skomplikowana i zarazem nie można jej też zarzucić braku spójności, jednak trochę zabrakło tutaj przekonujących błędnych tropów. Właśnie z tego powodu dochodzenie, jakie przeprowadził Hugo z Tarsu, nie wydaje się aż tak błyskotliwe, aby wzbudzić niekłamany podziw czytelników. Częściowo jest to też związane z tym, że większość postaci ma bardzo wyrazisty wizerunek psychologiczny, więc po prostu trudno o jakiś naprawdę zaskakujący zwrot akcji. Niewątpliwie mocniejszą stroną powieści jest natomiast ciekawie nakreślone tło historyczne, Viviane Moore sprawnie i jednocześnie bez zbędnych popisów erudycyjnych wprowadziła nas w klimat dwunastowiecznej Normandii. W dodatku autorka potrafiła w niezwykle plastyczny sposób przedstawić miejsce akcji – wzniesiony na wyspie pośrodku jeziora zamek, malowniczo położony pośród lasów i wrzosowisk, dzięki czemu cała historia zyskała odpowiednią, nieco mroczną atmosferę. Bez wątpienia Ludzie wiatru to lektura łatwa, miła i przyjemna,
która jednocześnie nie jest pozbawiona wartości – choćby z powodu „przemyconych” wiadomości historycznych. Z kolei nawet jeśli sposób wyjaśnienia przez Hugona i Tankreda tajemnicy śmierci Muriel raczej nie rzuci na kolana znawców powieści kryminalnych, to przynajmniej nie ma tutaj rozwiązań typu deus ex machina, a fabuła jest na tyle ciekawa i trzymająca w napięciu, że powinna zachęcić do sięgnięcia po kolejne części Rycerzy Sycylii.