W biografii Putina podkreśla pani wielokrotnie, że prawda o wojnach w Czeczenii jest zupełnie inna niż oficjalne przekazy.
Weźmy choćby sławną prowokację dagestańską. W oficjalnej wersji dzicy Czeczeni napadli na rosyjski Dagestan a dzielny Putin rzucił się do obrony granic swojego kraju, całości Rosji. Wykazuję, że to nieprawda. To między innymi sam Putin, jako szef FSB przygotował tę prowokację, wykorzystując Czeczenów związanych z rosyjskim służbami specjalnymi, jak choćby Szamila Basajewa, który działał na dwa fronty wahając się od walki na rzecz Czeczenów po paktowanie z Rosjanami; najważniejszym jego celem było jednak zaspokojenie swojej niepohamowanej ambicji. Rosyjskie służby specjalne współpracowały z agentami czeczeńskimi wtedy, gdy ich cel był wspólny: unicestwienie dążeń legalnie wybranego prezydenta Asłana Maschadowa do stworzenia w ramach Rosyjskiej Federacji niezależnego, autonomicznego, świeckiego państwa czeczeńskiego. Biografowie przyjmują więc taką wersję wydarzeń, jaką lansuje Kreml.
Czy ja, bywając w tej republice od 1997 roku świadkiem dziwnych faktów też miałam milczeć? Po wielu rozmowach z Czeczenami i sięgnięciu do pomijanej dokumentacji przytaczam dowody na to, że opisywane dotychczas fakty z "czeczeńskiej" biografii prezydenta Rosji wyglądały zupełnie inaczej. Podobnie jak i przyczyny oraz cele najgłośniejszych aktów terrorystycznych. Z opisywaną przeze mnie wersją zgadzają się liczni dziennikarze rosyjscy, którzy często służyli mi za źródło wiedzy, ale nie ci, którzy pisali biografię prezydenta. Potwierdzają je też najmniej słyszalni ludzie, czyli obrońcy praw człowieka od rosyjskiego Memoriału po ONZ. A jeśli idzie o akty terrorystyczne, biografowie Putina ograniczają się do ich opisu. Ja natomiast staram się ukazać jak do nich doszło i dlaczego. Komu były potrzebne.