Putin często powołuje się na fakt, że ma poparcie narodu, co legitymizuje jego władzę.
Tylko że ani razu nie zaryzykował uczciwych wyborów. Wszystkie, dosłownie wszystkie wybory prezydenckie, które wprowadziły go i utrzymały na Kremlu, były sfałszowane. Podczas pierwszych - w 2000 roku - sfałszowano wyniki. Podczas następnych fałszowano sam system. W 2004 roku OBWE nawet nie wysłała swoich obserwatorów na wybory, bo konkurentami Putina byli ludzie w gruncie rzeczy go popierający, jak Żyrinowski. Przeciwstawiał mu się jeden kandydat - Iwan Rybkin, ale przed wyborami przytrafiło mu się jakieś niewyjaśnione do końca porwanie, po którym zrezygnował z kandydowania. W 2012 roku wybory fałszowano masowo, co udowodnili swoimi kamerami działacze organizacji Gołos.
W sondażach przeprowadzonych tuż przed ostatnimi wyborami w 2012 roku maksimum poparcia dla Putina wynosiło 30,3 procent, oficjalne wyniki głoszą natomiast, że miał ponad 63-procentowe poparcie. A więc największym terytorialnie państwem świata rządzi człowiek, którego władza nigdy nie została legalnie umocowana. Ale i to jest faktem, że po każdej kolejnej agresji notowania Putina szybują wzwyż. Staram się opisać motywacje Rosjan, które my pojmujemy w uproszczeniu - od 16 lat Putin jest bohaterem wirtualnym, pokazuje się na ekranach telewizorów, co najmniej kilka razy dziennie, a żadna opozycja na tych ekranach nie istnieje.