W dzienniku bez zmian
Manipulacja faktami, przedstawianie spraw z mocno subiektywnej perspektywy, a niekiedy przemilczenie. Znamy to doskonale z wszelkiej maści mediów głównego nurtu jak i niszowych. Nie ma wątpliwości, że masowa indoktrynacja nie skończyła się wraz z przełomem roku 89, a jedynie zmieniła nieco swój charakter. Refleksje Głowińskiego dotyczące niesławnego "Dziennika Telewizyjnego" brzmią znajomo już od pierwszych słów:
"Dzisiejszym, głównym, o 19.30. O strajkach się mówi, chodzi, jak mi się wydaje, o stylizację na informowanie, a w istocie o nachalną indoktrynację. (...) A więc przede wszystkim strajkuje niewielu, kilkadziesiąt, najwyżej kilkaset osób - i one powodują, że tysiące robotników nie mogą pracować, choć bardzo tego pragną. Następnie strajkują ludzie młodzi, a więc nieodpowiedzialni, niemający obowiązków rodzinnych, wręcz szaleni. Dalej, klasa robotnicza w swej masie jest przeciw strajkom. I tu stały efekt: wypowiedzi tych, którzy ogromnie chcą pracować, ale ci młodzi szaleńcy im nie pozwalają (w domyśle: są to terroryści). Wniosek: niewielka grupka, pogardzana przez wszystkich, zakłóca życie kraju i jego normalne funkcjonowanie". Brzmi znajomo? Niewątpliwie tak. Choć od momentu, gdy profesor Głowiński zaczął kompletować swoje zapiski, minęło już pięćdziesiąt lat, jedno jest pewne: politycy codziennie dostarczają nam materiału, z którego można by stworzyć kolejne tomy "Złych mów".
Mateusz Witkowski/ksiazki.wp.pl