"Nie mam nic do powiedzenia o Smoleńsku"
Prymitywny podział, z jakim od lat mamy do czynienia w Polsce zdecydowanie Twardochowi nie odpowiada. W wywiadzie dla "Wyborczej" podkreślał ostro: "Dwa barbarzyńskie plemiona napierdalają się pałami po łbach, ale oficjalnie to się nazywa debata i życie publiczne. No więc teraz prawica mnie chyba nie kocha. Ale ja się w to nie bawię, w to walenie pałą".
Z tego też powodu w rozmowie dla "Tygodnika Powszechnego" pisarz nie chciał odpowiedzieć na pytanie Olszewskiego na temat Smoleńska, bez którego opowieść o minionych 25 latach będzie niepełna: "Nie mam nic do powiedzenia o Smoleńsku. Mówić o Smoleńsku oznacza zapisać się do PO albo do PiS-u. A ja bardzo dziękuję, ale nie".
Jednocześnie Twardoch nie odcina się zupełnie od swoich wcześniejszych poglądów. Co prawda, nie jest już dzisiaj skrajnym konserwatystą, ale przyznaje, że myślenia uczył się właśnie od klasycznych myślicieli tego nurtu: "W kwestiach społecznych mam chyba propaństwowo-lewicowe poglądy, bo uważam, że dobro wspólnoty jest ważniejsze niż wolność jednostki, ale nie przejmuję się tym jakoś szczególnie, bo, jak mówiłem, nie jestem działaczem, tylko artystą, więc moje poglądy są w zasadzie nieistotne: mógłbym być trockistą albo scjentologiem; ważne, jakie książki piszę".