Dyktatura ciemniaków
Słowa Kisielewskiego o dyktaturze ciemniaków w polskim życiu kulturalnym szczególnie oburzyły Gomułkę. Służby, które interesowały się Kisielewskim już od 1945 r., tym razem posunęły się do pobicia go: "Stało się to wieczorem na ulicy Kanonii, a dokładnie - w zaułku za katedrą św. Jana. Niczym spod ziemi wyrosło przed ojcem trzech drabów. Jak później opowiadał: - Najpierw wygłosili do mnie przemówienie ideologiczne, a potem powiedzieli: 'A teraz, sku....nu, za to dostaniesz'. I zaczęli bardzo fachowo tłuc - pałkami po nerkach i plecach, oszczędzając głowę. Dwóch biło, trzeci patrzył".
Po pobiciu Kisiel stracił pracę, miał zakaz druku; to trudny dla niego czas, kiedy wielu znajomych bało się podać mu rękę na powitanie, a "ubeki łażą przed domem jak psy".
Jerzy Kisielewski pod koniec rozdziału poświęconego "Ube-ube-ubezpieczalni" opowiada anegdotę, bardzo dobrze mieszczącą się w klimacie całej książki. Na spotkaniu z redaktorami "Tygodnika Powszechnego" zabrał głos jeden z czytelników: "A teraz wam powiem, kto ja jestem... Ja jestem ten, który was przez dwadzieścia lat podsłuchiwał (...) Przyszedłem tu dzisiaj, aby wam powiedzieć, że zostałem wiernym czytelnikiem 'Tygodnika Powszechnego', do dzisiaj! Nawróciliście mnie! I nigdy nie zapomnę tych legendarnych kolegiów czwartkowych. Jak ja uwielbiałem słuchać Turowicza... Tak pięknie mówił. Mało, ale pięknie. Natomiast Kisiel... Jak on traktował Hennelową!...".