Adrian Mole to ktoś między ideałem mężczyzny a Forrestem Gumpem (niczego mu nie ujmując!), postać zawieszona gdzieś między jawą a snem, między chichotem losu a najszczerszą prawdą o ludziach. Adrian Mole – bohater kilku powieści sławnej brytyjskiej pisarki, zapamiętany dzięki swojemu dziennikowi, który pisał mając lat 13 i ¾, powraca jako dorosły mężczyzna, u progu kryzysu wieku średniego.
Sue Townsend, tworząc Adriana Mole’a, od początku skazała swojego bohatera (a tym samym siebie) na sukces. Postać jest ponadczasowa, legendarna już od pierwszej historii ze swoim udziałem. A wszystko w jej prostocie, swego rodzaju naiwności, która może budzić tylko pozytywne emocje. To męski odpowiednich bohaterki z komedii (romantycznych lub nie), naturalny i szczerzy, godny zaufania, czasem irytujący, czasem rozśmieszający do łez, a czasem wzruszający.
Adrian Mole powraca na karty powieści jako mężczyzna przed czterdziestką, ojciec dorastającego syna, walczącego w Afganistanie, i córki, która nie do końca pojmuje, że świat to nie bajka (dosłownie!). Pracuje w księgarni, niezbyt dobrze prosperującej, stojącej na granicy bankructwa, takiej z opowieści o przytulnych sklepikach, w których można znaleźć skarby, ale nie docenianych przez współczesne masy. Żona, dla niego idealna w każdym calu (a cali jej naprawdę nie brakuje), powoli zaczyna pojmować, że życie z Adrianem Mole'em to nie TO, a Pandora, przyjaciółka sprzed wielu lat, nadal jest dla niego obiektem fascynacji, możliwie-niemożliwych do spełnienia. Żeby było mało – zaczyna cierpieć na męskie dolegliwości, a diagnoza, którą otrzymuje po wielu badaniach, dosłownie rujnuje jego życie. Mimo tego, wciąż pisze dziennik…
To właśnie dzięki niemu poznajemy kolejne epizody z życia niedoszłego poety, który starając się żyć w normalny sposób, wciąż dostaje od losu w policzek. Ale nie poddaje się – choć wiadomość o tym, że choruje na raka prostaty jest dla niego druzgocąca, stara się walczyć z myślami o nieuchronnym końcu. Pracuje nas sztuką teatralną, stara się pozostać optymistą, a psychoterapia pozwala mu walczyć z utrapieniami. Życie Adriana Mole’a to słodko-gorzka opowieść o tym, jak radzić sobie z codziennością, kiedy ta nieustanie rzuca kłody pod nogi. A tym, co urzeka w całej tej historii, jest jej naturalność, bezpretensjonalność i… zwykłość. Szczęście miesza się z nieszczęściem, zdrowie z chorobą, miłość z rozczarowaniem. Ot, jak to w życiu. A do tego niezwykły talent, by opowiadać o tym z dystansem i przymrużeniem oka, choć czasem owe przymrużenie powodują łzy. Dziennik Adriana Mole’a to urzekająca historia mężczyzny, którego dosięga kryzys wieku średniego, wcale nie przygnębiająca, ale też nie przekoloryzowana. To
po prostu chce się przeczytać!
Każdy, kto poznał już wcześniej dzienniki Adriana, przeżyje swego rodzaju podróż sentymentalną. Zakompleksiony, wrażliwy chłopiec zmienił się w dojrzałego mężczyznę, którego nie opuściły dziecięce marzenia, którego „męki” z okresu dojrzewania zmieniły się w bolączki dorosłego życia, nie mniej pełnego niespodzianek. Adrian to urocza, pełna wdzięku postać, której perypetie po prostu chce się poznawać, chce się je chłonąć i słuchać opowieści o nich. Mężczyźnie piętrzą się nieszczęścia, dosłowni nic nie układa się po jego myśli, ale nie jest też ofiarą losu. Jego dziennik, sygnowany dopiskiem „czas prostracji” (a może to czas prostacji? Prostowania…?), to ciepła, szczerze zabawna opowieść w angielskim stylu, która miesza ze sobą absurdy dorosłego życia, wszystkiego jego wady i zalety, pełna jest determinacji, samosądów, żalu, ale i radości oraz „słońca po burzy”. Dodaje siły i pozwala na chwilę zapomnieć o własnych problemach. Pokazuje też, że nie ma kryzysu, którego nie da się pokonać, upadków, z których nie
można się podnieść i ciosów, których nie można odeprzeć. Brzmi jak historia bohatera narodowego…? A niech będzie! Z nutką przesady, bo i jej sporo w życiu Adriana, ironii, bo niestety los taki bywa, ale i ze szczerości, bo właśnie takie postaci, jak Adrian Mole, stają się bohaterami codzienności.