Podróż do Indii. Po nerkę
W czym tkwi sekret powodzenia tego rodzaju interesów? Oczywiście, odpowiada Carney, w tym, że nigdy nie brakuje chętnych do współpracy sprzedawców: "Dla kogoś, kto żyje za niecałego dolara dziennie, osiemset dolarów to kwota niemal niewyobrażalna. Te pieniądze to nieuczciwa zachęta, pokusa, za pomocą której bezwzględny międzynarodowy biznes może wykorzystać skrajną nędzę".
Co szczególnie istotne, przeszczep w indyjskim szpitalu jest dwadzieścia razy tańszy niż w Stanach. "Rachunek ekonomiczny jest tak przekonujący, że kilka amerykańskich agencji ubezpieczeniowych postanowiło sięgnąć po to rozwiązanie. Dwie z nich, IndUShealth i United Group Programs, uznały, że bardziej opłaca się pokryć koszt taniego przeszczepu nerki za granicą, niż płacić przez lata za kosztowne dializy przeprowadzane w domu pacjenta. Te i inne agencje nawiązały kontakt z indyjskimi, egipskimi i pakistańskimi szpitalami, które oferują przeszczep niemal na poczekaniu".
Dla jasności Carney podkreśla, że mimo wszystkich finansowych i zdrowotnych korzyści, jakie dają przeszczepy żywych organów, nie ma żadnego etycznego usprawiedliwienia dla łamania prawa i kupowania tkanki. W książce rozmawia z kobietami, które wykorzystano w rozpaczliwej sytuacji życiowej i dzisiaj, bez nerek, chorują, mają problemy z chodzeniem, cierpią na różne bóle itd.