Spod lady
Komuś pewnie wyda się, że piszę o „świństwach” i że to znak strasznych czasów, bo „kiedyś to, panie, tego nie było”. Otóż, i do tego zmierzam – było.
Wibrator to piąte (po maszynie do szycia, wiatraku, czajniku i tosterze) zelektryfikowane urządzenie domowe i do lat 20-tych XX wieku sprzedawano go zupełnie jawnie, jak pozostałe urządzenia służące zdrowiu, dobremu samopoczuciu i higienie. Wibratorami bowiem leczono „kobiecą histerię” – przed ich wynalezieniem lekarze doprowadzali pacjentki to orgazmu, wykonując zabiegi „stymulacji krocza” ręcznie; uskarżali się zresztą, że zabiegi są męczące i czasochłonne. Odrzucali jednocześnie myśl, by było to w jakikolwiek sposób związane z seksem. Chodziło o terapię, rozładowująca napięcie. W tym samym czasie masturbowanie się przez mężczyzn, zwłaszcza przez chłopców, uważano za niszczący nałóg, prowadzący do całkowitego zwyrodnienia ciała i – w wypadkach skrajnych – do śmierci.
**ZOBACZ TAKŻE: