Nie tak jak w internecie
Spitsbergen to największa wyspa arktycznej prowincji Svalbard. Wbrew pozorom to mroźne terytorium zależne Norwegii to bardzo popularny kierunek turystyczny.
Do Svalbard Museum w sezonie letnim potrafi przyjechać ponad trzydzieści tysięcy osób. Wszyscy odwiedzający płacą 150 koron opłaty środowiskowej (około 77 złotych) i po zejściu na ląd najbardziej dziwi ich, że ktoś tu w ogóle mieszka. Jedni spodziewają się, że będzie więcej niedźwiedzi niż ludzi i że krajobraz powinien być nieco inny, zbliżony do fotosów z internetowych wyszukiwarek -* bardziej różowy, błękitny, a mniej szary.* Inni myślą, że biegun oznaczony jest granicznym słupkiem, czasami pytają też, gdzie jest drugie słońce. Zdziwieni przekonują się, że w centrum można tu kupić "normalne jedzenie": świeże brokuły ze Szczecina, szparagi z Peru i pomarańcze z Sycylii. Zafascynowani nie fotografują pięknych krajobrazów, ale sklepowe półki.
"Kiedy już okazuje się, że tu można żyć i przeżyć, pojawia się kolejne pytanie. Jak? Jak przeżyć zimę? Czy dużo się tu pije i czy jesteśmy smutni? A my nie jesteśmy smutni. Zimą uprawiamy seks, dlatego tyle tu przedszkoli, a melancholia dopada tylko tych samotnych, którzy nie piją".