*Wszyscy ci, którzy sceptycznie podchodzą do najnowszej odsłony przygód Supermana i spółki, niestety mają ku temu uzasadnione powody. Do tej pory „Liga Sprawiedliwości” dała się poznać jako najsłabsza ze wszystkich serii wydawanych w ramach Nowego DC Comics, jakie ukazały się w Polsce. Dlatego „Trójka” („Trinity War”) tym bardziej będzie dla powątpiewających fanów sporym zaskoczeniem. I to zdecydowanie pozytywnym. *
Na wstępie należy wyraźnie podkreślić, iż lektura wielkiego finału „Ligi Sprawiedliwości” wymaga od czytelnika nie tylko zaznajomienia się z poprzednimi odsłonami serii. Aby w pełni połapać się w skomplikowanej historii Geoffa Johnsa, pełnej intryg, magii i personalnych zależności, konieczne jest sięgnięcie po wydanego w sierpniu „Shazama!” (czytaj recenzję ) oraz „Amerykańską Ligę Sprawiedliwości: Najbardziej niebezpieczni” (czytaj recenzję ) z września tego roku. Krótko mówiąc, bez znajomości pojawiających się tam postaci oraz wątków zasiadanie do czwartej części „Ligii” okaże się dość karkołomnych wyzwaniem.
Gdyby Warner Bros. zechciało kiedyś zekranizować „Trójkę”, budżet filmu z pewnością wyniósłby wielokrotność nakładów wydanych na „Avengers: Czas Ultrona”. To proste porównanie najlepiej obrazuje fabularny rozmach historii. „Trójka” to gigantyczny crossover, w którym do walki stają nie tylko drużyny dowodzone przez Kryptończyka oraz Marsjańskiego Łowcę Ludzi. Do tej i tak licznej menażerii Johns dorzucił członków Mrocznej Ligii Sprawiedliwości (polski debiut), Trójcę Grzechu, agentów ARGUS-a, wspomnianego Billyego Batsona, czyli Shazama, oraz złoczyńców – tych starych jak i nowych. Nietrudno więc się domyślić, że stężenie okładających się trykociarzy i łotrów na centymetr kwadratowy papieru może przyprawić o zawrót głowy.
Na pewno nie zawiodą się wielbiciele superbohaterskiego łomotu, bowiem starć jest tu istotnie co niemiara. Bijatyki z udziałem kilkunastu postaci jednocześnie, bez litości dewastujących wszystko w zasięgu wzroku często zajmują dwie strony komiksu – najlepiej wypadają te narysowane przez niezawodnego Douga Mahnke i Mikela Janina – jednak wbrew pozorom fabuła „Trójki” nie opiera się jedynie na następujących po sobie, spektakularnych mordobiciach. Największą zaletą tomu okazuje się zaskakująca, nie bójmy się użyć tego słowa, finezja, z jaką scenarzysta misternie łączy wątki wszystkich wspomnianych serii w jedną logiczną całość. Doprowadzając tym samym do szokującego finału, po którym nowe uniwersum DC najprawdopodobniej nigdy nie będzie już takie samo. Wspomniane zaskakujące zakończenie to jednocześnie wstęp do „Wiecznego zła”, kolejnej listopadowej premiery wydawnictwa Egmont, dlatego czwarty tom „Ligi Sprawiedliwości” należy rozpatrywać przede wszystkim pod tym kątem.