Trwa ładowanie...
recenzja
29-09-2015 11:26

Kto strzeże strażników?

Kto strzeże strażników?Źródło: "__wlasne
d2jbryw
d2jbryw

Choć zabrzmi to jak jawne świętokradztwo, bo „Amerykańską Ligę Sprawiedliwości: Najbardziej niebezpiecznych” dzielą od komiksu Alana Moore’a całe lata świetlne, to właśnie słynna fraza Who watches the Watchmen?, najlepiej oddaje fabułę wydanego właśnie nakładem Egmontu komiksu Geoffa Johnsa i spółki.

O tym, że kierowanie zespołem superludzi sprowadza się przede wszystkim do ponadprzeciętnych umiejętności z zakresu HR-u oraz anielskiej cierpliwość wiedzą najlepiej pułkownik Steve Trevor oraz Amanda Waller. Dobrze znani fanom DC Comics agenci federalnego zespołu wsparcia ARGUS dostają rozkaz skompletowania drużyny, która w obliczu zagrożenia ze strony Ligi Sprawiedliwości, powstrzyma gniew najpotężniejszych istot na ziemi pod wodzę Supermana. Oczywiście zadanie to nie łatwe, bowiem w szeregi zespołu, oficjalnie mającego strzec bezpieczeństwa obywateli USA, trafiają zarówno złoczyńcy jak i superherosi. Ramię w ramię z Green Arrowem, uroczą Stargirl czy J’onnem J’onzzem, znanym lepiej jako Marsjański Łowca Ludzi, mają walczyć Catwoman oraz bezwzględni mordercy - Katana i Hawkman. Mimo uzasadnionych obaw Trevora kontrowersyjna drużyna dostaje błogosławieństwo prezydenta i szybko zostaje poddana próbie, kiedy na horyzoncie pojawia się Tajne Stowarzyszenie superłotrów.

W skład pierwszego albumu „Amerykańskiej Ligi Sprawiedliwości” wchodzą trzy, ściśle powiązane ze sobą epizody – wspomniana historia rekrutacji wyrzutków Amandy Waller i ich zmagań z zagadkową organizacją, stosunkowo krótki ustęp przybliżający przeszłość tajemniczego Marsjanina oraz rozdział rzucający światło na okoliczności powiększenia szeregów Ligi Sprawiedliwości, skupiający się na trójce młodziutkich rekrutów - Firestormie, Element Woman oraz niepozornej Atom. Mimo iż na 240 stronach swój talent zaprezentowało trzech scenarzystów oraz ponad 20 autorów ilustracji, opasły tom sprawia wrażenie spójnej i konsekwentnej całości. Znalazło się tu miejsce zarówno na bezrefleksyjny superbohaterski łomot i patriotyczne stroszenie piórek, ciekawie poprowadzony wątek szpiegowsko-kryminalny, bezpretensjonalny humor, a nawet telenowelowe love story.

Pierwszy tom przygód „Amerykańskiej Ligi Sprawiedliwości”, mimo że w dużej mierze skupiony na trzecioligowych bohaterach, jest przyzwoitym czytadłem, z kilkoma zapadającymi w pamięć momentami, niezłymi rysunkami (zwłaszcza Scotta Clarka) oraz intrygą – może i sztampową, ale opowiedzianą w poprawny, nieobrażający czytelnika sposób. Na koniec warto dodać, że na tle niezwykle licznej superbohaterskiej hałastry, jaka przewija się przez karty komiksu, zdecydowanie najciekawiej wypada zielonoskóry J’onn J’onzz oraz dramatyczna historia zagłady jego rodzinnej planety, opowiedziana przez Matta Kindta i Manuela Garcią. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że w kolejnych tomach autorzy położą jeszcze większy nacisk na tę niezwykłą postać.

d2jbryw
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2jbryw