Trwa ładowanie...
recenzja
16-03-2011 16:00

Smętne tajemnice

Smętne tajemniceŹródło: Inne
d3d159c
d3d159c

Podobno wiecznie uśmiechnięci Amerykanie nie mają wielu powodów do zmartwień, co nie zmienia faktu, iż również za oceanem śmierć dopada każdego.Śmierć ojca pogrąża w melancholijnej zadumie nie tylko głównego bohatera powieści, jakim jest psychiatra Erik Davidsen, lecz również jego siostrę Ingę, wdowę po znanym, aczkolwiek prowadzącym hulaszczy tryb życia pisarzu. Ojciec zostawia w spadku dzieciom pieczołowicie zbierane przez całe życie notatki, a przede wszystkim tajemniczy list od nieznanej nikomu kobiety. Odnalezienie pisma rozpoczęło ów „rok tajemnic”, z jakimi główni bohaterowie z lepszym lub gorszym skutkiem będą musieli się uporać. Wiadomo, że z tajemnicami nie ma żartów, że przy dochowywaniu i odkrywaniu sekretów trzeba być uważnym, podobnie jak przy pracy terapeutycznej, stanowiącą chleb powszedni dla Erika, dzięki którym poznamy niektórych nowojorskich neurotyków – niestety nie tak zabawnych i błyskotliwych jak Woody Allen.

Przyznam się, że do ponownej lektury powieści Siri Hustvedt zabrałem się z trudem. Mówiąc kolokwialnie, miałem „pod górkę” już za pierwszym razem, kiedy książkę próbowałem traktować jako smakowitą przekąskę; powiedzmy jak pizzę, przegryzając ją w różnych okolicznościach dnia codziennego. Mam na myśli chociażby jazdę środkami komunikacji miejskiej, czy pobyty we wszelkiego rodzaju poczekalniach, niesprzyjających należytej w czytaniu koncentracji. Co z tego wynikło? Mógłbym przysiąc, że napchałem się dostatecznie ulubionymi składnikami, to jednak nie byłem do końca usatysfakcjonowany. Bo czego my tutaj nie mamy: psychoanalityka z rozterkami, działających na wyobraźnię sąsiadek, rodzinną tajemnicę, cytaty z Kierkegaarda, kawałek historii Stanów Zjednoczonych, i trochę seksu w wielkim mieście, czyli wszystko to, „co tygryski lubią najbardziej”, to jednak uważam, że nie spożyłem ulubionego dania, lecz potrawę, którą niekiedy z niechęcią porównuję do podgrzewanej kanapki. Dlatego za „Amerykańskie smutki”
zabrałem się ponownie – w spokojniejszych okolicznościach.

Powieść ta nie jest bowiem lekkostrawnym czytadłem, aczkolwiek daleko jej do literackiego parnasu. Co prawda można trochę tu rozdziewiczyć intelektualnie, czytając o fudze dysocjacyjnej, czy też poznając ciekawe szczegóły z życia europejskich filozofów, to jednak pomimo kilku bardziej spekulatywnych fragmentów, nie określiłbym jej mianem dzieła przeznaczanego dla wysublimowanych intelektualistów, lecz raczej dla osób wrażliwych spragnionych większej samowiedzy. Powieść, jest poprawna, a powyższe określenie wyraża uczucie kogoś, kto zamawia pizzę z ulubionymi składnikami, a której konsumpcja nie sprawia mu nadzwyczajnej przyjemności. Dlaczego tak się dzieje? Czyżby nadmiar smakowitych dodatków szkodził? Czy może jednak czegoś zabrakło? A jeśli tak, to czego? Odrobiny wyrazistości, szczypty poczucia humoru, większej przewrotności, pewnej zadziorności, charakteryzującą rasową prozę. Mówiąc złośliwie, miało być smutno, a bywa smętnie.

d3d159c
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3d159c