Edmund Blair Leighton, angielski malarz związany z prerafaelitami, zajmował się głównie tworzeniem scen ze średniowiecznego życia dworskiego. Do najsłynniejszych, powszechnie znanych jego dzieł należy „Akolada”, czyli pasowanie na rycerza: oto piękna, szlachetnie odziana dama o uduchowionym obliczu w skupieniu uderza płazem miecza klęczącego przed nią w pokorze rycerza. Ta scena, podobnie jak mocno „zretuszowane” i zalatujące hollywoodzkim rozmachem różnorodne wersje opowieści arturiańskich, może wywoływać zupełnie złudne wrażenie, jakoby wieki średnie były sielskimi czasami, w których jeśli pojedynkowano się, to na turniejach, wzdychano do dam, podbijano zamki i – owszem – cierpiano, ale głównie z powodu platonicznych miłości Lancelotów do Ginewr i/lub na odwrót. Nie chcę przez to powiedzieć, że nie jest to wizja urocza i kusząca, albo że każdy postrzega tę niezwykle intrygującą epokę przez pryzmat takich stereotypów. Nie ulega jednak kwestii, że coś w tych schematach tkwi, jak sam diabeł w szczegółach.
Może dlatego spodziewałam się po debiutanckiej książce Kamila Grucy czegoś w rodzaju laurki: zbliżonej do historycznej prawdy, ale jednak laurki. Tekstu, w którym bohater tak czy owak pokona swych parszywych prześladowców, albo przynajmniej im ucieknie zaraz po tym, jak go zabiją lub sam umrze z miłości. Nic z tych rzeczy. Autor nie popuszcza: nie ma mowy, by czytać tę książkę po łebkach, byle jak, bez większego zaangażowania. Już na wstępie Gruca wymusza na czytającym skupienie, przedstawiając w skondensowanej postaci kilka faktów natury geopolitycznej, bez wprowadzenia których zrozumienie rysowanej przezeń intrygi byłoby niemożliwe. Im zaś dalej w las, tym gęściej – od zdarzeń, problemów oraz… filozoficznych dociekań. Bohaterami książki są trzej przedstawiciele angielskiego rodu możnych, tytułowi panowie z Pitchfork: starzejący się, sterany wojennymi tułaczkami sir Ralf oraz dwaj młodzi kuzyni. Robert Neville, syn Ralfa, to student Oxfordu, oderwany od żakowskiej ławy przyziemnym brakiem pieniędzy na
naukę, który wraz z ojcem wyrusza podbić Francuzów, by podreperować nieco stan rodzinnego majątku. Artur Pitchfork to nieomal stereotypowy rycerz: może nie bez skazy ni zmazy, ale na pewno szczery, lojalny, pobożny, niezwykle sprawny w rycerskim rzemiośle i… niegrzeszący zbytnio rozumem. Perypetie, w jakie wpadają spokrewnieni mężczyźni, nie są ani trochę zabawne, a uknuta intryga żadnemu z bohaterów, niezależnie od tego, po której stronie angielsko-francuskiego konfliktu się opowiada, nie pozwala wyjść bez szwanku. Anglicy podróżują ze zleconą im misją w niezwykle niekomfortowych warunkach. Pomijając zupełnie fakt, że wokół toczy się wojna, w ich orszaku nie zabrakło tajemniczego duchownego, którego wypowiedzi co jakiś czas graniczą z bluźnierstwem oraz podejrzewanego o zdradę, milczącego kowala, wykazującego się nadspodziewanie dobrą jak na chłopa umiejętnością posługiwania się białą bronią. Nie trzeba długo czekać na chwilę, gdy drużyna ta powiększy się o odważną i piękną dziewczynę: zbiegłą z domu swego
ojca, francuską szlachciankę Marię, której daleko do potulnej, eterycznej damy.
Sporą część książki zajmują opisy poszczególnych walk, jakie staczają bohaterowie. Autor, wieloletni uczestnik oraz zwycięzca turniejów rycerskich, z ogromną pieczołowitością szkicuje niemal każdy ruch postaci, na wzór średniowiecznych traktatów szermierczych. Zresztą, Gruca z zapałem kreśli nie tylko wojenne potyczki: tekst Panów z Pitchfork pełen jest drobnych szczegółów (jak na przykład poszczególne elementy ubioru bohaterów), tworzących klimat tej książki. To oraz plastyka opisu składają się na uzyskanie bardzo ciekawej prozy. Realizmu – a także goryczy – dodaje Panom z Pitchfork fakt, że autor zdecydował się na model zakończenia „jak najprawdopodobniej się zdarzyło”, a nie „jak chcielibyśmy, by się stało”. Można stwierdzić, że droga, jaka prowadzi przez lekturę przypomina tę, którą odkrywa młody giermek sir Roberta: wojna to nie piękne proporce, ale brudna, ohydna rzeź, która nie ma nic wspólnego z przepiękną „Akoladą” Leigha.