Trwa ładowanie...
recenzja
26-04-2010 16:18

Śledztwo w sprawie zamachu na nadzieję

Śledztwo w sprawie zamachu na nadziejęŹródło: Inne
d46azgq
d46azgq

W 2005 roku ukazała się w Polsce Gwiazda Mórz. Przez niektórych oceniona wysoko, przez innych nisko, sprzedała się w niesamowitej ilości egzemplarzy już zanim do nas trafiła. Teraz przychodzi nam się zmierzyć z powieścią stanowiącą jej swoistą kontynuację, opisującą dalsze losy emigrantów, z którymi przepłynęliśmy tamte kilkaset stron. Ta zatytułowana jest Miasto odkupienia i napisał ją ten sam kultowy w Irlandii pisarz Joseph O’Connor. Tym razem jest to obraz końca wojny secesyjnej, a przede wszystkim zapis tego, co działo się na niektórych terenach Stanów Zjednoczonych zaraz po jej zakończeniu. O’Connor dokonuje próby odtworzenia świata, który sam nie od razu potrafił się odtworzyć. Jego Miasto odkupienia to zapis próby wygrzebywania ze zgliszcz tego, co da się w nich rozpoznać oraz relacja z odbudowy okupionej ofiarami. A przy okazji studium na temat dobra i zła. Dobra, wyrastającego gdzieniegdzie niczym kwiatki na śmietniku i zła – dominującego, przechodzącego ze świata na ludzi i z ludzi na
świat.

Losy okrutnie doświadczonego rodzeństwa Mooney krzyżują się w powieści z historią życia generała Jamesa O’Keeffe’a i jego żony Lucii. Eliza Mooney poszukuje swego brata, przemierza potworne odległości, by znaleźć małego Jeddo w tytułowym mieście odkupienia, w Redemption Falls, gdzie znalazł się pod opieką generała i jego małżonki. Zanim go jednak odnajdzie zostanie wielokrotnie zgwałcona, będzie się prostytuowała, by zarobić na żywność, zabije z zemsty za upokorzenie. Jej brat, mały, przedwcześnie dojrzały chłopiec, doświadczy wiele ze strony ludzi, również nauczy się zabijać, przestanie na jakiś czas mówić. Droga (pokonywana w dużej części boso) coraz to bardziej doświadczanej i wyzutej z człowieczeństwa Elizy przecinać zaś będzie w powieści drogi innych „bohaterów”, na czele z tym najbardziej chyba zasługującym na to miano Jamesem O’Keeffe’em. To bohater narodowy innego państwa, przybysz z Irlandii, wróg monarchii, orędownik wolności przygarnięty przez Stany Zjednoczone i zasłużony w czasie wojny, jak
wielu jego rodaków (tych, którzy przypłynęli tu wcześniej na „Gwieździe Mórz”). To jemu przychodzi zaprowadzić porządek na obszarze Terytorium, które ciągle pozostaje jakby w stanie wojny. O’Connor dotyka tu wielopoziomowo historii Ameryki, wskazując na złożoność warstwy społeczno-politycznej powojennych czasów. Uwypukla i wskazuje rolę emigrantów. Znawcy historii, tropiciele śladów znajdą tu podobieństwa, nawiązania, aluzje do wielu rzeczywistych postaci, wydarzeń… ale w końcu jest to powieść o konkretnym, rzeczywistym czasie. Składa się zaś na wiele wątków, obrazów, epizodów. Gdzieś tam na przecięciu tych wszystkich historii ginąć i na nowo rodzić się będą: wiara w Boga, nadzieja na odnalezienie spokoju oraz miłość (wątek małżeństwa państwa O’Keeffe). Miasto odkupienia to obszerna kilkuset stronicowa powieść, w której zakończeniu ze śledztwa prowadzonego przez rząd dowiemy się, jak doszło do tragedii, jak po kolei stawało się to, co się stało (ale tu już odsyłam do lektury).

Redemption Falls i jego okolice, nie będąc jeszcze umieszczonymi na mapie Stanów Zjednoczonych, stają się nie lada wyzwaniem dla geodetów, kartografa, dla Gubernatora O’Keeffe’a, O’Connora (autora powieści) i wreszcie dla czytelnika. Tak jak bohaterom trudno poruszać się po górzystych obszarach Terytorium, tak czytelnikowi przychodzi się znów zmierzyć z narracją trudną w odbiorze, budowaną z fragmentów, strzępów. Wszystko tu zdawkowe niedopowiedziane, a równocześnie wszystkiego tu za dużo. O’Connor dokonuje bardzo ciekawego zabiegu. Umieszcza w powieści różnego rodzaju relacje, listy, artykuły prasowe, protokoły, zapisy przesłuchań, a nawet zniszczone przez czas, niekompletne obwieszczenia czytane i wieszane przez bohaterów na słupach, bądź drzewach. Wciąga nas tym samym w świat powieści, a przy okazji tworzy wrażenie prawdziwości opowiadanej historii. Ciągle jesteśmy przerzucani, każe nam się patrzeć na zdarzenia z coraz to innego punktu widzenia. Co jakiś czas zmienia się też czas narracji. Tak zaś jak
nakładają się na siebie punkty widzenia, tak nakładają się i krzyżują poszczególne historie i wątki, przede wszystkim wspomniane dwa główne, małżeństwa O,Keeffe’a i Lucii oraz historia rodzeństwa Mooney. O’Connor korzysta z licznych zdobyczy literatury, od powieści strumienia świadomości, przez mimetyzm formalny gdzieś po autotematyzm. Współczesna (będąca autorską mieszanką) technika O’Connora opowiada o czasach, w których taką techniką jeszcze się nie opowiadało. Nie zmienia to jednak faktu, że wydaje się ona do ich opisania najodpowiedniejsza.

Czytamy o śledztwie w sprawie chłopca i sami dokonujemy śledztwa. Podczas gdy ludzie Gubernatora Tymczasowego próbują zaprowadzić porządek i spokój, my układamy i porządkujemy świat przedstawiony powieści, walcząc z ciągłym poczuciem niepokoju, że coś przegapiliśmy. Z niepokojem tym wygrywają zaś przede wszystkim fragmenty, w których obserwujemy ludzkie okrucieństwo i ból. Obrazy te, będąc niemożliwymi do przegapienia, trudno dodatkowo podczas dalszej lektury zapomnieć. Warto dodać, że O’Connor, analizując stosunki po wojnie secesyjnej nie jest stronniczy. Ludzka zawiść, głupota, chciwość, nienawiść – tego żadna ze stron, biorących udział w wojnie, nie pokonała – zdaje się mówić. O’Connor szuka ludzi i choć oni nie zawsze są wielcy, opowiada o nich wielkie historie. Historia Ameryki jest tu przede wszystkim historią ludzi. A raczej odwrotnie: historia ludzi jest tu historią Ameryki. Przedwcześnie dojrzali chłopcy, gwałcone kobiety, mordercy, prostytutki , żony kochające swoich mężów i mężowie kochający
swoje żony oraz kraj. Redemption Falls to „miasto odkupienia” dla Ameryki, dla Amerykanów, dla człowieka w ogóle. No i przede wszystkim, to już w warstwie fabularnej, dla Jamesa „Klingi” O’Keeffe’a. Niemal do końca powieści składamy sobie jego życiorys, poznając coraz to bardziej bolesne i tragiczne dlań fakty.

d46azgq

Czasem mamy wrażenie, że powieść, którą czytamy, to gotowy scenariusz na film. Widać, że O’Connorowi techniki filmowe nie są obce (jest autorem kilku scenariuszy filmowych) . Korzysta z nich równie silnie jak z wspomnianych już technik literackich. Poszczególne fragmenty, osobne przeplatane między sobą sceny, punkty widzenia zmuszają do podążania za akapitami jego powieści jak za ruchem kamery. Wszystko to sprawia, że jego proza jeszcze bardziej na czytelnika oddziałuje, pozostawiając w nim na długo przywoływane przez siebie obrazy (należałoby przy okazji wspomnieć o bardzo plastycznym języku tej prozy). To, że Redemption Falls, nie ma jeszcze na mapach, to także swoista metafora, którą odnieść możemy do postaci autora. O’Connor, pisząc kolejną powieść, wypełnia, używając owego plastycznego języka, kolejne, nieopisane miejsce. A jego Miasto odkupienia nie chce być przy tym kolejną historią miłosną. Obszerny epilog zdradza, że O’Connor chce iść pod prąd ogólnemu dyskursowi, przyjętemu sposobowi pisania o
wojnie. U niego nie brakuje więc miłości, ale nie jest ona czymś, co wygrywa, przekreślając okrucieństwo wojny i zniszczeń, które w sobie niesie. Powieść (powieści) O’Connora to karty, na których umiera nadzieja i na których nikt nie próbuje tego tuszować. I choć w epilogu czytamy, że „nie da się wyrzeźbić krwi”, to O’Connorowi jako artyście sporo zrobić się udało. Można powiedzieć, że tworzywo, którym sam się posługuje, wykorzystał do granic możliwości. Wątpiąc i cytując za Waltem Whitmanem, że prawdziwa wojna nigdy nie trafi do książek, sam próbuje, pisze. Prawdziwa wojna nigdy nie trafi do książek? Właśnie trafiła? Zdaje się, że tak. Polecam.

d46azgq
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d46azgq