Kim Ki Dok
Zdarzało się jej zasłabnąć kilka razy, ale jako kapitance grupy, po prostu nie wypadało jej okazać słabości. Widzą ją przecież inne dziewczynki i wychowawczyni, choć nikt nie mówił inaczej, jak "mama", a na nauczycieli "tato" albo "papa".
Po raz pierwszy naprawdę źle Kim poczuła się w łaźni. Dojrzewanie - myślały nauczycielki i pielęgniarki. Nic z tego. "Spędziła w łóżku tydzień [...]. Przyszedł felczer Leszek. Pomacał brzuch, szyję, plecy Kim. Kazał otworzyć buzię. Potem, zamiast normalnej kolacji, przynieśli jej kapustę kiszoną i śledzie. Bez chleba, bez picia [...]. Ciężkie czasy przyszły dla płakowickich dzieci. Kiszona kapusta, ogórki, śledzie prosto z beczki, zupa sama sól i nic do picia. Nocniki. Szło blokami. Ola zaczęła siwieć. Felczerzy mało spali [...]. Tabletki, dieta, powtórka nocników. Nic nie pomaga. Obiecane leki z Warszawy nie przychodzą". Po kolei - jaglica, odrobaczanie.
Nie działało nic. Przyjechał lekarz z Wrocławia. Jest sposób, ale ryzykowny. Zdesperowana płakowiecka załoga jest twarda - damy radę, musimy. Zaczyna się picie benzyny.