Bez podziałów
Pracownicy ośrodka i dzieci stopniowo wypracowywali porozumienie - jak się okazało, nie było to aż takie trudne. Gorzej było z dorosłą załogą koreańską i polską, choć i tu zdarzały się pojednawcze wieczory przy żeńszeniówce. Najszybciej rozumieli się zakochani, których w Płakowicach było na pęczki i to niezależnie od pochodzenia:
"Mama nie każe, tata nie pilnuje, ciotki nie widzą. Luz. Pierwszy w życiu. Dorosłość w służbowych pokojach. Pensje lepsze niż w urzędzie. Towarzystwo ciekawe. Wszyscy wolni, bez zobowiązań, do wzięcia. Dzieci grzeczne, kochane, posłuszne. Czego chcieć więcej?".
Tworzyły się pary, najczęściej w tajemnicy i choć pewnego lata w Płakowicach odbyły się aż trzy wesela, nie brakowało też życiowych tragedii. Kasia i Jun, zakochani i rozdzieleni nagle i bez ostrzeżenia, Marek i Ry Su, po którą przyjechała znienacka czarna wołga, jeszcze zanim zdążył się z nią pożegnać.