Skandal na targach w Krakowie. "Absolutny brak tlenu, mdlejący ludzie"
W niedzielę 30 października zakończyły się czterodniowe Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie. W wydarzeniu miało wziąć udział 470 wystawców i prawie dwa razy tyle autorów i autorek. Targi cieszyły się ogromnym zainteresowaniem, ale organizatorzy nie mają samych powodów do radości. Wielu uczestników krytykuje bowiem skandaliczne warunki i stwarzanie realnego zagrożenia.
"Polska czyta! Tego po czterech dniach Międzynarodowych Targów Książki w Krakowie możemy być pewni" - cieszą się organizatorzy na oficjalnym profilu na Facebooku. W sekcji komentarzy roi się od relacji zadowolonych uczestników, którzy mogli kupić wymarzone tytuły, spotkać się z ulubionym autorem lub autorką itp. Wśród nich pojawiają się jednak głosy oburzenia i ostrej krytyki na organizację wydarzenia.
"Organizacja masakryczna. Ciepło, duszno i mało miejsca, za mało otwartych drzwi. Brak jakiejkolwiek informacji, że miejsc na parkingu już brak - stałam ponad 40 minut w gigantycznym korku tylko po to, żeby tuż przy bramie dowiedzieć się od milej pani policjantki, że miejsc już brak i że mam sobie jechać gdzieś" - relacjonowała jedna z uczestniczek na Instagramie.
"Niestety organizacja mega słaba. Bilety online, a kolejka na 4h stania", "Bez limitu wejść, a więc przejście to było wyzwanie, człowiek na człowieku! Wręcz dosłownie!" - dodają inni. "Wolontariusze bez szkoleń, ochroniarze bez znajomości podstaw ustawy o organizacji imprez masowych! Dziękujcie Bogu lub komu tam chcecie, że nic się nie wydarzyło!" - pisze ostro kolejna uczestniczka.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Z tym, że 25. Międzynarodowe Targi Książki "były skandalem organizacyjnym", zgadza się również jeden z wystawców. "Absolutny brak tlenu, wąskie szlaki komunikacyjne, mdlejący ludzie, licytowanie się na to, kto dłużej próbował się przedostać z jednej hali do drugiej, to standard" - wyliczał Maciej Marcisz z Grupy Wydawniczej Foksal.
Szef promocji dużego wydawnictwa opisał sytuację, kiedy w piątek jedna z odwiedzających osób mocno osłabła na ich stoisku. "Mimo mniejszego ruchu, ratownicy doszli do niej w 15 minut" - napisał Marcisz, zastanawiając się, ile trzeba byłoby czekać na pomoc w weekend, gdy targi przeżywały największe oblężenie.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
"Czuję bezsilność, szczególnie, że dobrze pamiętam poprzedni apel Unii Literackiej. Wymienione postulaty naprawdę nie wydają mi się z kosmosu. Najwyżej nic to nie da. I za rok znowu zobaczymy się na Targach. Może znowu organizatorom się uda i nikt nie umrze. A może nie" - skwitował gorzko Marcisz.
Apel, o którym wspomniał, to list otwarty, który Unia Literacka i Stowarzyszenie Pisarzy Polskich zaadresowała w 2018 r. do organizatorów targów i władz Krakowa. "Nie chcemy być mądrzy po szkodzie i po fakcie komentować tragedii, do której doszło, ponieważ zła organizacja uniemożliwiła udzielenie pomocy albo sprawną ewakuację" - brzmiało przesłanie listu, pod którym podpisali się m.in. Olga Tokarczuk, Jakub Żulczyk, Jacek Dehnel, Zygmunt Miłoszewski czy Dorota Masłowska.