"Sami –1. Zniknięcie": Dzieciaki kontra zwierzaki [RECENZJA]
W "Zniknięciu" możemy nie tylko poznać piątkę głównych bohaterów cyklu "Sami", ale także z zapartym tchem obserwować ich pierwsze przygody w świecie pozbawionym dorosłych. Chociaż sam punkt wyjścia całej fabuły nie jest przesadnie oryginalny, to zarazem twórcom nie brakuje dobrych pomysłów.
Na początkowych planszach obserwujemy życie miasta na dzień przed wielką zmianą. Dzięki tym scenkom otrzymujemy informacje zarówno na temat środowisk, z których pochodzą bohaterowie, jak i najważniejszych cech ich charakterów. Kiedy nastanie kolejny ranek, Fortville wygląda już bowiem całkiem inaczej. Domy i ulice są opustoszałe, nie działa ani telewizja, ani internet. Nie wiadomo, co się wydarzyło i gdzie wszyscy zniknęli. Nic dziwnego, że każdemu spotkaniu z kimś żywym towarzyszą wybuchy radości ocalałych dzieciaków. W innych okolicznościach tych pięcioro młodych ludzi zapewne nie miałoby ze sobą wiele wspólnego, ale teraz cieszą się ze swego towarzystwa i nie zamierzają się rozstawać.
Dość szybko na przywódcę grupy wyrasta Dodji, który jako sierota już wcześniej musiał sobie dawać radę, nie mogąc polegać na dorosłych. Nie chodzi tutaj tylko o to, że chłopak jest najsilniejszy z całej piątki, bo od razu zaimponuje swoim towarzyszom odwagą, gdy ruszy na pomoc Camille zaatakowanej przez groźnego psa. Niedługo będzie miał okazję do jeszcze bardziej bohaterskich czynów, bo okaże się, że w mieście można natknąć się na naprawdę niebezpieczne zwierzęta.
W "Zniknięciu" dowiemy się wprawdzie, skąd na ulicach pojawiły się nosorożce i tygrysy, mimo że w Frotville nie było ogrodu zoologicznego, ale zagadka zniknięcia mieszkańców pozostaje na razie niewyjaśniona. Niezbyt prawdopodobne są zaś hipotezy na ten temat przedstawione przez obdarzonego bujną wyobraźnią Yvana, ale za to przydatny okaże się dostęp do zasobów zgromadzonych przez jego rodziców.
Z kolei Leila wykorzystuje swój talent do majsterkowania, by przygotować prowizoryczną broń do odparcia ataków zwierząt. Jak przystało na grzeczną prymuskę, Camille stara się zapewnić wszystkim jak najlepsze posiłki i warunki do spania. Najmłodszy Terry bywa dla pozostałych dzieci istnym utrapieniem, ale trzeba przyznać, że zarazem potrafi być rozczulający i zabawny.
Akcja toczy się w błyskawicznym tempie, nic więc dziwnego, że czytelnicy z zapartym tchem obserwują rozwój wydarzeń. Co istotne, wspólne przeżycia sprawiają, że piątka dzieciaków zaczyna tworzyć coraz bardziej zgrany zespół, ale wciąż nie wiedzą oni, jak doprowadzić do powrotu dorosłych. Nie powinno to nas jednak zaskakiwać, bo to przecież dopiero pierwsza część serii, więc na wyjaśnienia trzeba będzie jeszcze trochę poczekać. Warto dodać, że zalety "Samych" nie kończą się na atrakcyjnej fabule, bo mocną stroną tego komiksu są również dynamiczne i wyraziste rysunki, za które odpowiada Bruno Gazzotti. Nie są one przy tym zbyt przerażające, więc mimo lekko postapokaliptycznego klimatu tej historii po "Zniknięcie" mogą z powodzeniem sięgnąć także młodzi czytelnicy.