Harry Houdini – tajemnicza śmierć słynnego iluzjonisty
Na oczach publiczności ukrył żywego słonia. Widzowie z zapartym tchem śledzili, jak próbuje oswobodzić się z oplatających go łańcuchów. Wychodził bez szwanku z każdej opresji, a te niesamowite wyczyny przyniosły mu międzynarodową sławę. A później zniknął… na zawsze. Co stało się z Harrym Houdinim, najpopularniejszym iluzjonistą świata?
Brawurowe ucieczki, oswobadzanie się z kajdan, skoki z mostów, będąc zakutym w łańcuchy, czy uwalnianie się z kaftanów bezpieczeństwa zwisając w dół. Swoimi sztuczkami szokował cały świat, który zdolny był pomyśleć, że dla tego człowieka nie ma rzeczy niemożliwych, a prawa fizyki nie istnieją. W końcu na ich oczach sprawił, że ze sceny zniknął kilkutonowy słoń. Mowa oczywiście o Harrym Houdinim. Na jego pokazy przybywały tłumy, które na własne oczy chciały zobaczyć, jak niesamowity magik wychodzi z każdej opresji. Jednak pewnego feralnego dnia stało się zupełnie inaczej. Czy śmierć legendarnego iluzjonisty została wyjaśniona?
Magia płynie we krwi
Erik Weisz, bo tak naprawdę nazywał się Harry Houdini, urodził się 24 marca 1887 roku w Budapeszcie. W wieku czterech lat wyemigrował wraz z rodzicami do Stanów Zjednoczonych. On sam nie przyznawał się do swojego węgierskiego pochodzenia i niechętnie mówił o swojej rodzinie. W domu u Weissów, którzy zmienili pisownie nazwiska po przeprowadzce do Ameryki, nie przelewało się. Ojciec Harry’ego był rabinem, matka zajmowała się domem. Chłopiec od wczesnych lat zmuszony był dorabiać gdzie popadnie, aby wspomagać domowy budżet. Pracował m.in. jako pomocnik ślusarza i to tam prawdopodobnie nauczył się mechaniki kłódek i zamków, które w przyszłości przydały mu się do scenicznych ucieczek. Po pracy w wolnych chwilach trenował sztuczki z kartami, zadziwiając później podwórkowych gapiów i znajomych. W późniejszych latach, nie chcąc już tak ciężko pracować, postanowił utrzymywać się z pokazów magicznych, jako profesjonalny iluzjonista. W tym celu zmienił swoje personalia, stając się od tej pory Harrym Houdinim.
Bardzo szybko okazało się, że uliczne występy nie dawały odpowiedniego zarobku, dlatego młody magik musiał poszukać lepszej alternatywy, aby sprzedać swój talent. W tym celu zatrudnił się w cyrku, w którym, podróżując od miasta do miasta, prezentował karciane pokazy. Tam poznał Beatrice Rahner, z którą po roku znajomości zawarł związek małżeński. To ona wpłynęła na dalszą karierę Houdiniego, stając się nie tylko żoną, ale również asystentką, doradczynią i jak trzeba było to głosem rozsądku. Wyobraźnia Harry’ego i pomysły na nowy rodzaj iluzji często brzmiały niebezpiecznie, nic więc dziwnego, że czasami musiała strofować go w zaniechaniu niektórych niebezpiecznych dla życia sztuczek. Poza tym trzeba było oswoić widownię z mrożącymi krew w żyłach iluzjami i dawkować poziom trudności. Z nowymi sztuczkami u boku żony oraz nowego menedżera, Martina Becka, kariera Houdiniego zaczęła nabierać rozpędu.
Pan życia i śmierci
Wszystko zaczęło się od pokazów z uwalnianiem się z kajdanek, więzów, łańcuchów itp. Numer ten sprawił, że na pokazy przybywały tłumy. Za sprawą Martina Becka Houdini zaangażował się w objazdowy wodewil Orpheum, który bardzo szybko zyskał status najsłynniejszego w całej Ameryce. Na długo przed przybyciem iluzjonisty do danego miasta rozwieszano plakaty, ponieważ bilety rozchodziły się jak świeże bułeczki. Szybko też zaczęto opowiadać w miejscach pracy czy na ulicach o tym, co widziano poprzedniego wieczoru na scenie. I jak łatwo się domyśleć, poczta pantoflowa dodawała od siebie trzy grosze, ubarwiając pokazy magika, a to z kolei pomagało w jego karierze i sprawiło, że w 1900 roku wyjechał na tournée po Europie.
Aby podkręcić ekscytację publiczności i lokalnych dziennikarzy Harry bardzo często zatrzymywał się na posterunkach policji, prosząc o zamknięcie go w celi więziennej. Następnie otwierał cele i, jak gdyby nigdy nic, wychodził na wolność. Nie zabrakło też głosów krytyki i wątpliwości w dokonania magika. Pewien niemiecki policjant zarzucił Harry’emu, że ten używa specjalnych kajdanek, z których uwolniłoby się nawet dziecko. Rozpętało to medialną burzę, która swój finał miała w sądzie. Aby udowodnić, że faktycznie potrafi otwierać zamki, sędzia prowadzący sprawę nakazał wnieść zamknięty sejf i polecił Houdiniemu go otworzyć. Pewnie jeszcze długo po tym zarówno sędzia, policjant oraz zgromadzona publiczność przecierali oczy z wrażenia, bowiem Harry z łatwością otworzył zamknięty sejf.
Do historii iluzji przeszedł numer, który Houdini zaprezentował w Wielkiej Brytanii. W londyńskim Hippodromie sprawił, że na oczach setek zgromadzonych osób ze sceny zniknął słoń wraz z jego treserem. Czegoś takiego nikt nie widział! Poruszenie było wielkie i gdyby nie rozpisywały się o tym gazety, to wiele osób miałoby wątpliwości w autentyczność wydarzenia. Oczywiście próbowano zgadywać, jak to się stało i nawet pytano o to samego Houdiniego. Ten dolewał oliwy do ognia, mówiąc, że słoń cały czas był w tym samym miejscu. Wszystkie te sztuczki sprawiły, że o Houdinim było głośno. Stał się sławny i jako wielka gwiazda po czterech latach zdecydował się wrócić do kraju. Nie zamierzał jednak powtarzać sztuczek pokazanych w Europie. Wracał z głową pełną pomysłów, które natychmiast zaczął realizować.
Wiedział, że o ile sztuczka ze znikającym słoniem sprzedałaby się przed publiką amerykańską, to uwalnianie się z więzienia czy kajdan było już oklepane. Stąd też postanowił nieco podkręcić numer z ucieczkami, aby wystawić nerwy swoich widzów na prawdziwą próbę. Na początku dawał zamykać się w skrzyni, będąc skuty kajdankami, na której dodatkowo stał jego asystent. Następnie opadała kurtyna, którą kilka sekund później odsłaniano już ze stojącym na skrzyni magikiem. Po jakimś czasie zaprezentował numer z bańką na mleko wypełnioną wodą. Houdini wchodził do niej, znowu w zakutych kajdankach, zamykano wieko i podobnie jak w poprzednim wyczynie iluzjonista wychodził z tego bez szwanku.
Jednak był to początek emocji, jakich doznałwała publiczność. Poprzednie sztuczki nie mogły się równać z nową, hucznie nazwaną "Chińską wodną komorą tortur". Przy realizacji tego numeru wielu widzów mdlało lub zwyczajnie opuszczało widowisko, nie wytrzymując napięcia. Mówi się nawet, że jest to najlepszy trik legendarnego magika. Na czym polegał wyczyn z komorą? Do ustawionej przeszklonej i wypełnionej wodą komory zanurzano Houdiniego, głową w dół, dodatkowo krępując mu ręce. Zamykano wieko, a obok ustawiali się asystenci, którzy byli zaopatrzeni w siekiery. Ich obecność dodawała dramaturgii, ponieważ w głowach zgromadzonych zostało zasiane ziarno niepewności, że wykonanie przedstawienia może się nie powieść i magik będzie potrzebował ratunku. On sam wielokrotnie uderzał w szyby komory, sugerując, że kończy mu się tlen. Emocje sięgały zenitu i to właśnie w tym momencie wielu nie wytrzymywało. Gdy było już wiadomo, że cel został zrealizowany, a publika z zapartym tchem wystarczająco najadła się strachu, magik w nieprawdopodobny sposób uwalniał krępujące ręce liny i wychodził cało z komory. Można sobie tylko wyobrazić, jaki nastrój towarzyszył obserwatorom po zakończeniu spektaklu. Tego typu numery sprawiły, że Houdini zyskał status gwiazdy i dorobił się ogromnej fortuny.
Czytaj też: Ernest Wilimowski. Wykluczony na zawsze
Niespodziewana śmierć
Zarobione pieniądze pozwoliły mu na realizację marzeń i kupno rzeczy wcześniej niedostępnych. Przede wszystkim znalazł czas na napisanie kilku książek, w których tłumaczył niektóre swoje sztuczki. Oprócz tego kupował literaturę oraz przedmioty, które związane były z tematyką śmierci lub seryjnych morderców. W swoim domu posiadał m.in. pierwsze krzesło elektryczne. Założył także własną wytwórnię filmową – Houdini Picture Corporation, w której wyprodukował dwa filmy: "The Man From Beyond" i "Haldane of the Secret Service". Były to filmy w pełni jego, ponieważ oprócz tego, że napisał do nich scenariusz to również zagrał główne role. Rok wcześniej w 1919 roku otworzył własną firmę iluzjonistyczną, która działa do dziś.
W tym samym czasie, wraz z grupą osób, Houdini zajął się dość ciekawym zajęciem – zwalczał spirytystycznych oszustów. Według źródeł, magik zainteresował się takimi praktykami po śmierci swojej matki. Będąc w żałobie udał się do pewnego spirytystyka, aby móc porozmawiać ze zmarłą mamą. Kiedy zorientował się, że ten zwyczajnie go oszukuje, za swój osobisty cel uznał zwalczanie podobnych osób. Najczęściej demaskował samozwańczych medium w obecności reportera i policjanta. O tego typu sprawach było naprawdę głośno. Później Houdini wydał książkę, w której opowiadał o tym, jak przebiegały wszystkie akcje demaskujące spirytystycznych oszustów. Na takie działanie w żaden sposób nie chciał przystać przyjaciel magika Arthur Conan Doyle, autor Sherlocka Holmesa. Był on zafascynowanym zwolennikiem tego typu seansów. Uważał, że Houdini, będąc medium pozbywa się w ten sposób konkurencji. Jak można się domyślić, różnica zdań kosztowała obu panów przyjaźń.
Poza dodatkową aktywnością, Harry Houdini w dalszym ciągu występował na scenie i pokazywał coraz to nowsze i mrożące krew w żyłach numery. W sieci do dziś można znaleźć sporo nagrań z wyczynów iluzjonisty i – śmiało można go w ten sposób określać – kaskadera. Nie każdy przecież jest w stanie skoczyć z mostu, będąc zakutym chwilę wcześniej w kajdany i wyjść z tego bez szwanku. Houdini podejmował się różnych prób, łamiąc prawa fizyki i szokując publiczność. To powodowało, że przypisywano mu różne zdolności, a wokół jego osoby narosło sporo teorii, które nawiązywały do niewyobrażalnej siły czy nadprzyrodzonych zdolności magika, toteż ogromnym szokiem dla wszystkich była wiadomość o śmierć artysty. I to w Haloween.
Natychmiast zaczęto snuć teorie spiskowe, bowiem magik miał zaledwie 52 lata. Jedna z nich mówi, że po ostatnim występie w teatrze w Detroit Houdini leżał na kanapie i odpoczywał. Do jego garderoby miał wejść młody student, Gordon Whitehead, który najpierw zapytał Harry’ego, czy to prawda, że jest w stanie przyjąć dowolną serię silnych ciosów. Gdy ten odpowiedział mu twierdząco, Whitehead nie czekając na nic zaczął okładać iluzjonistę. Chciał sprawdzić, czy krążące pogłoski o twardych jak kamień mięśniach magika to prawda. Jeden z ciosów miał doprowadzić do pęknięcia wyrostka robaczkowego, który spowodował śmierć artysty.
Obecnie wielu znawców tematu uważa, że nie jest to możliwe. Według biografów Houdiniego jego śmierć miała być zemstą spirytystów. Po pogrzebie wiele osób domagało się nawet ekshumacji i sprawdzenia, czy nie doszło do otrucia. Inne teorie mówiły, że magik posiadł tajemne, nieczyste moce – swego rodzaju cyrograf, który magik podpisał w zamian za luksusowe życie i wielką karierę. Za ich nadużywanie przyszło mu zapłacić. Oficjalnie Harry Houdini zmarł na zapalenie otrzewnej, 31 października 1926 roku. Jednak co jakiś czas pojawiają się nowe teorie na temat jego tajemniczej śmierci. Oprócz tego nadal wielu znawców dziedziny próbuje odkryć sekret jego trików i numerów. Niektóre teorie mówią o latach praktyk i solidnej masie mięśniowej, inne z kolei o ukrytym kluczyku w ustach, który pomagał otwierać zamki czy kajdany. Tak czy siak, jego legenda trwa i wciąż znajduje swoich naśladowców.