Trzeźwy jak Putin, pijany jak Jelcyn
Nic więc dziwnego, że Władimira Putina, kiedy objął stery Rosji jako prezydent tego kraju, tłum docenił właśnie za to, że - przynajmniej oficjalnie - nie alkoholizował się, co pozwoliło zaoszczędzić Rosjanom wstydu, jaki sprowadzali na ich naród poprzedni władcy. I to zarówno ci niedawni, jak i historyczni. Wystarczy zestawić obok siebie dwie przykładowe historie zagranicznych wojaży carskich dygnitarzy. Znana jest anegdota o amerykańskiej wizycie Borysa Jelcyna, kiedy agenci amerykańskiego Secret Service nakryli go przed waszyngtońską rezydencją dla gości, kiedy w samej tylko bieliźnie próbował złapać taksówkę, by - jak później tłumaczył - móc udać się do restauracji po pizzę. Kiedy zaś na dworze Wilhelma III pod koniec XVII wieku zagościła delegacja rosyjskiego dworu, stosunki między angielskim królem a Piotrem popsuły się.
Najpierw Wilhelma zaatakowała ukochana małpka Piotra, siedząca zawsze na jego miejscu. Potem zaś angielski król zaczął otrzymywać rachunki od arystokratów, w których posesjach gościła rosyjska świta. "Domowe zwyczaje Piotra i jego orszaku były - jeśli sądzić po szacunkach szkód - w najwyższym stopniu plugawe" - taki wniosek kończyło jedno z rządowych sprawozdań, w którym wymieniano wybrudzone pościele, połamane meble, powybijane okna i pocięte zasłony, tudzież obrazy. Zniszczeniom uległy także ogrody możnowładców, pełne żywopłotów z ostrokrzewu wysokich na 3m, długich na 120m i grubych na 1,5m. "Jakbym słyszał śmiech Piotra, który pobudzony alkoholem z rozpędem wjeżdża taczką z księciem Menzikoffem [sic!] w kłujący żywopłot z ostrokrzewu" - snuł refleksję pewien dziewiętnastowieczny pisarz.