Miłość jak kokaina
Na pewno wielu z nas zastanawiało się, dlaczego żar i namiętność, które towarzyszą nam na wczesnym etapie związku, z czasem zostają zastąpione przez rutynę. Istnieje rzecz jasna racjonalne, naukowe wytłumaczenie, które Ansari wyłuszcza nam w nieco bardziej przystępny sposób. Kluczowa okazuje się narkotyczna metafora: "Pierwszy etap związku to miłość namiętna (...) W tej fazie mózg jest szczególnie aktywny i uwalnia wszelkiego rodzaju przyjemne, pobudzające neurotransmitery. Mózg zalewa synapsy nerwowe dopaminą - tym samym neuroprzekaźnikiem, który uwalnia się, gdy wciągasz kokainę. Carol, nie umiem opisać, co do ciebie czuję. Chwila, jednak mogę - dzięki tobie mój mózg uwalnia neurotransmitery, które stymulują przyjemność. Zalałaś mnie dopaminą. To jak wciągnięcie kokainy i naćpanie się do granic nieprzytomności, a potem wdrapanie się gołymi rękami na słup telegraficzny tylko po to, żeby sprawdzić, czy potrafię (...) Co potem? Jeśli masz szczęście, kiedy miłość namiętna przeminie, w jej miejsce pojawia się
ta druga: miłość partnerska".
Nie ma jednak tego złego. Ansari przywołuje badania przeprowadzone przez antropolożkę Helen Fisher, polegające na pokazywaniu osobom będącym w różnych fazach związku zdjęć ich partnerów. Jak się okazało: "(...) wśród starszych partnerów obszary mózgu odpowiedzialne za niepokój nie były już aktywne". Wszak zażywanie kokainy przez całe życie nie wydaje się najlepszych rozwiązaniem. Każdy z nas potrzebuje wreszcie trochę spokoju.