Je ne suis pas Taras
Jedni zgubili się tak bardzo, że trafili w okolice Wolnowachy. Musieli być na tyle zdezorientowani, że wystrzelili kilka rakiet Grad - pewnie aby koledzy ich zlokalizowali, bo przecież żadnej wojny tam nie ma. Trafili w autobus. Zginęło 13 osób, głównie kobiety i dzieci. Kilka dni wcześniej, islamscy terroryści zamordowali siedemnaście osób w Paryżu. Świat prześcigał się wówczas w licytowaniu, kto jest bardziej Charlie - hasło "Je suis Charlie" było tak popularne, że jego autor postanowił je zastrzec.
Dzierżyli je politycy, artyści, można więc je opatentować, zarobić, sprzedawać prawa przy okazji następnej rzezi. Czysty zysk. Po masakrze pod Wolnowachą nikt nie chciał być Tarasem, Jeleną czy Żenią, a możni, którzy niedawno maszerowali przez Paryż, do Kijowa już nie pojechali. Za daleko. A przecież oficjalnie na Ukrainie żadnej wojny nie było, więc i tu, i tu, mieliśmy do czynienia z aktem terroru. Może za daleko. A może w tym autobusie zginęło za mało osób, by być "Je suis..."?