Wszystkie lajki Marczuka autorstwa Pawła Beręsewicza, wielokrotnie nagradzanego pisarza i pedagoga, to świetna powieść, która jak najszybciej powinna pojawić się na szkolnej liście lektur obowiązkowych. Gwarantuję, że nie podzieli losu statystycznej książki odgórnie narzuconej – dzieciaki będą ją czytać z wypiekami na twarzy. I wszyscy będą zadowoleni. Młodzież – bo porusza tematy im bliskie: pierwszą miłość (Adam wpatrzony w Ankę jak w obrazek), walkę o bycie akceptowanym przez rówieśników (niewinne rozmowy Adama i Rafała o dziewczynach wymykają się spod kontroli), rywalizację z dominującymi kolegami (i znowu ten Rafał – nie dość, że ośmiesza Adama przy Ance i całej szkole, to jeszcze podkrada pomysły za przyzwoleniem samego dyrektora!). Nauczycielom i rodzicom do gustu przypadnie mocno zarysowany aspekt wychowawczy – wyraźny podział na dobro i zło, a w tle II wojna światowa i zwyczajne współczesne gimnazjum. Prosty język opowiadający o poważnych sprawach spodoba się wszystkim.
Co ma Facebook do Marczuka? Marczuk żył dawno temu, w czasach II wojny światowej.Dokonał wielkiego czynu. Narażając swoje życie uratował wielu Żydów. Tą historią zajmują się dzieciaki z podwarszawskiego gimnazjum w Choszczówce. Dwie rywalizujące ze sobą grupy – jedna bystrego ale trochę zakompleksionego Adama, a druga szkolnego lowelasa, Rafała - biorą udział w konkursie, w którym nagrodą ma być wyjazd do Australii. Zadaniem jest zrealizowanie projektu związanego z Choszczówką. Każdy z teamów zabiera się za to w inny sposób. Rafał wchodzi w ustalony schemat grzecznej prezentacji. Adam natomiast stawia na portale społecznościowe i Wikipedię. Efekty mocno przerosną jego oczekiwania, w pewnym momencie wszystko wymknie się spod kontroli, by wreszcie gwałtowanie przyhamować w dosyć zaskakującym finale. Bo gdzie się kończy granica między rzeczywistością, a medialną historią - tego nie wie żaden, nawet najwierniejszy fan Facebooka.
Na koniec - o początku:
Marczuk nie lubił Żydów. Konkretnie dwóch: Joska Wyszkowera i Aarona Goldberga. Wkurzali go. Josek rzucał kiedyś w Marczuka zgniłą ulęgałką, a Aaron powiedział, że Marczuk jest zbyt brzydki, żeby jakaś dziewczyna chciała się z nim całować. Ale Marczuk też lubił Żydów. Dokładnie trzech: Heńka, Dawida i Berka. Szczególnie tego ostatniego, odkąd wyjaśnili sobie pięściami wszystkie nieporozumienia, a potem z powagą uścisnęli dłonie. Co do pozostałych Żydów Marczuk nie miał wyrobionego zdania. Chyba więc to nie sympatia , a zwykły ludzki odruch sprawił, że ten niewysoki jasnowłosy chłopak z Choszczówki został bohaterem.
Jak widać, nie służy on wyłącznie do tego, by zachęcić nas do przerzucenia kolejnej strony. Odrobinę szokuje, a zarazem jest tak wymowny, jak tylko proste i czyste mogą być myśli uczciwego chłopaka z niczym nie wyróżniającej się miejscowości. W dobie odheroizowywania portretu Polaka-obrońcy uciśnionych, a z drugiej strony zbyt częstego pomijania winy tych, którzy byli głównymi oprawcami, podobne powieści wydają się bardzo uczciwe w swoim przekazie. Było sporo Marczuków ratujących Żydów, ale istnieli również kolaboranci tacy jak Zenon Słowik, którzy dla zysku byli zdolni do poświęcenia życia tych najbardziej prześladowanych. Dzieciaki poznają obie te postawy. Miejmy nadzieję, że przy pomocy rodziców i nauczycieli podrążą głębiej. Dobrze, że zmierzą się z tym „za młodu” i nie będą w przyszłości tracić czasu na ciężki grzech fałszowania historii.