Zasady pisania takiej książki nie są zbyt wyszukane i skomplikowane. Jest sobie kobieta (powieści Katarzyny Grocholi, Izabeli Sowy, Moniki Szwai, Helen Fielding)
lub jest sobie mężczyzna (powieści Nicka Hornby’ego, Sue Townsend)
. Kobieta/mężczyzna musi być wysoko wykwalifikowanym pechowcem albo profesjonalnym nieudacznikiem. Dla wzmocnienia efektu należy stworzyć postać niewiernego (eks)partnera, wyrodnego szefa i osoby trzecie, którym wiedzie się trzy razy lepiej niż głównemu bohaterowi. Najbardziej wskazane i pożądane jest wprowadzenie wszystkich tych elementów jednocześnie – świat musi się zawalić a życie zupełnie stracić sens. Mimo wielu podobieństw do klasyki gatunku, Trafiona-zatopiona Anny Fryczkowskiej nie jest napisana aż tak schematycznie i sztancowo. Przede wszystkim w rolach głównych obsadzono aż dwie „Bridget Jones”. Besia jest typowym przykładem pełnoetatowej matki, żony i gospodyni - jej problemy życiowe sprowadzają się do tego co ugotować na obiad: ryż czy makaron? W wolnym czasie
omawia nowiny i nowości z życia sąsiadów, ogląda kino bollywoodzkie i tyje. Agata to natomiast dwudziestosześciolatka, która z wiejskiej chatki przeprowadziła się do wielkiego bloku z żelbetonu na warszawskim Powiślu. Pilnie i wzorowo uczy się zasad obowiązujących w metropolii – anonimowości, obojętności i egoizmu; poza tym pracuje w McDonaldzie i studiuje zaocznie marketing i zarządzanie. Oczywiście Besia i Agata są samotne i nieszczęśliwe, oczywiście ścieżki życiowe obu bohaterek niebawem się przetną, oczywiście ich życie wkrótce się zmieni.
Fryczkowska porusza kwestie dotyczące osób powyżej lat osiemnastu, jednak przedstawia je w dość infantylny sposób. Autorka Trafionej-zatopionej stara się pisać obrazowo, ale niekiedy skojarzenia, które jej się nasuwają, nie należą do tych najbardziej udanych. Ostatecznie powstają dość wytworne i wykwintne porównania („gorączkowo przeglądając ich małżeńską przeszłość, jak skarpetki nie do pary”) i równie finezyjne metafory („czasem poczucie winy z tego powodu niemal jej się ulewało, tworząc pulsujące kałuże na podłodze”).
Jedyna refleksja, do której skłoniła mnie Trafiona-zatopiona, dotyczy stanu i kondycji polskich „czytadeł”. Brakuje mi krajowej wersji Jodi Picoult albo Emily Giffin, czyli pisarki tworzącej dobre teksty w ramach literatury komercyjnej i szeroko pojętej kultury masowej. Ambitne i wybitne Polki, do których według mnie należą Olga Tokarczuk, Izabela Filipiak, Manuela Gretkowska czy chociażby Dorota Masłowska, abstrahują od życia „tak po prostu” i w swoich książkach aspirują do innych treści. Znakomite powieści obyczajowe pisały w swoim czasie Maria Nurowska (Rosyjski kochanek), Dorota Terakowska (Poczwarka, Ono) bądź Anka Kowalska (Pestka). Może już pora na nową generację i nową szkołę literatury kobiecej, ale mam zarówno nadzieję jak i wrażenie, że Anna Fryczkowska nie zostanie jej przedstawicielką.